piątek, 11 stycznia 2013

Gdy musieć to chcieć - Hummus Amamamusi

    Są tacy ludzie, którzy mnie totalnie inspirują. Są zupełnie inni niż ja, mają inne życia, są zakręceni. Otwierają zakręcone knajpy w dziwnych miejscach, prowadzą zakręcone rozmowy, nagrywają i rozpowszechniają je dziwnymi kanałami, wreszcie rzucają pracę by doświadczać niepospolitych rzeczy. Oni wszyscy robią to, bo chcą, bo to kochają, bo nie mogą inaczej.
    Ostatnio do grona tych moich pozytywnych ludzi dołączyli Kasia Pi Pilitowska oraz Bart Suder. Twórcy Hummusu Amamamusi.
    O hummusie pisałam już tu i tu. To pasta z gotowanej cieciorki, pasty sezamowej, oliwy, czosnku i odrobiny soku cytrynowego. Można go zjeść w Balu (nie próbowaliśmy), ale takiego hummusu, jaki jedliśmy wczoraj wieczorem przy Augustiańskiej 4/5 nie jadłam jeszcze nigdy. Był to w 100% naturalny, ręcznie robiony hummus z sercem. Ale, ale... zacznę od początku...
    Kasię i Barta zobaczyłam po raz pierwszy na drugiej edycji Foodstocku w klubie Fabryka. Dość długo składałam kombinację liter “a” oraz “m” by przeczytać poprawnie nazwę marki, którą reprezentowali, Hummus Amamamusi. Wtedy nie przyszło mi do głowy ją rozszyfrowywać bo od razu zapytałam o smakołyki, które oferowali. Okazało się, że robią hummus w wielu smakach, a że dość dużo ludzi przewinęło się przez ich stoisko, został im tylko buraczkowy. Nie wybrzydzałam, wzięłam do domu kubeczek tej buraczkowej mazi zaklejony zgrabną etykietką. Dopiero w domu, po oderwaniu banderolki, zastanowiło mnie to, że “mama musi”. Po spróbowaniu hummusu już nie tylko mnie to zastanawiało ale wręcz dręczyło. Co mama musi? I dlaczego?
    Z takimi myślami zrobiłam mały internetowy reaserch, z którego dowiedziałam się, że Kasia i Bart robią domowy hummus , który zamawia się telefonicznie, mailowo lub przez Facebook’a i odbiera się u nich w domu, na Augustiańskiej 4/5. Hummus może mieć smak klasik, być czosnkowy, kuminowy, chrzanowy lub chili. Te wszystkie w cenie 15zł za 250g lub 28zł za 500g. Do tego jeszcze marchewkowy, pomidorowy, buraczkowy, z karmelizowaną cebulką lub z dynią w cenie 17zł/250g oraz 32zł/500g. Wydało mi się to dość oryginalne. Ba! ... Jedyne w swoim rodzaju jednak nie wyjawiało tajemnicy mamy, która musi.
    By dać upust ciekawości parę dni temu chwyciłam za telefon, wykręciłam numer podany na profilu Amamamusi i z lekkim podekscytowaniem czekałam na odzew. Odebrał Bart. Zamówiłam u niego dwa kubeczki hummusu (buraczkowy i czosnkowy) a gdy przedstawiłam się jako blogerka 365knajp i poprosiłam o możliwość zrobienia paru zdjęć do bloga dał Kasię do telefonu mówiąc coś w rodzaju “ona się na tych wszystkich znajomościach z Facebook’a zna”. Już z Kasią umówiłam się, że po odbiór zamówienia będziemy koło 17stej a przy okazji podglądniemy jak to wszystko się u nich odbywa.
    Tuż przed 17stą zadzwoniłam do wielkich drzwi kamienicy przy Augustiańskiej 4 po czym po schodach wdrapałam się na drugie piętro do mieszkania nr 5. Od progu przywitał mnie wielki, czarny pies, który lekko mnie przestraszył a potem okazał się najłagodniejszym psem na ziemi. W korytarzu mieszkania Amamamusi krzątały się cztery osoby i my. Dwie wychodziły a dwie zapraszały nas do kuchni. Trochę oszołomiona weszłam dalej do przestronnego wnętrza, gdzie na wielkim stole stały już przygotowane składniki na hummus. Okazało się, że buraczkowy przysmak, który zamówiliśmy, musi dopiero zostać zrobiony a przyrządzenie go potrwa około godziny. Siedliśmy więc na krzesłach wokół stołu. Kasia tarła buraczki, Bart zrobił nam herbatę i częstował już przyrządzonym hummusem nabieranym płatkami cebuli, A. fotografował a ja zadałam pytanie: Dlaczego mama musi?
    Może zanim przytoczę odpowiedź Kasi napiszę dlaczego nurtowało mnie “muszenie”. Jako wzorowy pracownik korporacji, obyty w szkoleniach z zakresu soft skills znam różnicę między “musieć” a “chcieć”. Przynajmniej tę książkową. Tę, która mówi “nie musisz pracować”. Chcesz to robić bo to sposób na samodzielność, na niezależność i takie tam inne... Wczoraj, rozmawiając z Kasią i Bartkiem odkryłam to drugie znaczenie słowa “musi”.
    Z rozmowy, którą prowadziliśmy wyniknęło, że Kasia uwielbia gotować a Bart pasjonuje się motoryzacją. Oboje prowadzą bardzo aktywny i ciekawy tryb życia. Dużo podróżują, udzielają się charytatywnie, no i zapraszają obcych do swojej kuchni na hummus! Robią to bo muszą... inaczej się uduszą... To dwoje ludzi, którzy sprawiają wrażenie, że bez pasji, bez przygód, bez ludzi nie mogliby istnieć. Dlatego muszą robić to, co robią by pozostać przy życiu. Nasza rozmowa była bardzo inspirująca. Najpierw rozmawialiśmy o hummusie, jego geograficznym pochodzeniu i wreszcie o pomyśle na hummus w Krakowie. Szybko jednak przeszliśmy na tematy podróży i sposoby aktywnego życia. Godzina minęła tak, że nawet nie zauważyłam.
    Gdy wyszliśmy od Amamamusi od razu pognaliśmy po świeże pieczywo do pobliskiej, ekologicznej piekarni “mojego taty” by w domu, przy herbacie i filmie rozkoszować się hummusem. Moim zdecydowanym faworytem został smak buraczkowy. Drugi kubeczek przypieczętował tę miłość.
    Gdyby Wam też ślinka ciekła na samą myśl o hummusie podaję telefon do Amamamusi:
















 

5 komentarzy:

  1. Jestem wielką zwolenniczką i lubowniczką Amamamusi oraz ich hummusów. Sama niedawno odwiedziłam ich kuchnię i uczestniczyłam w szykowaniu hummusów. Kasia i Bart to cudowni ludzie, pełni pasji i konsekwencji czynów i myśli. Hummus i ich mentalność= Moja BWMiłość

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, mam pytanie dotyczące wspomnianego w tym poście Foodstocka - zamierzaliśmy się wybrać na poprzedni, ale nie wyszło, ale na ten 10 lutego chcę już isć na pewno - i stąd chciałam zapytać czy możecie polecić o jakiej porze najlepiej się wybrać? Domyślam się, że o godzinie otwarcia są dzikie tłumy i kolejki, z drugiej strony jak przyjdziemy godzinę po otwarciu to boję się, że nic już nie zostanie (tak jak na przykład piszecie, że hummus został tylko buraczkowy), więc jestem ciekawa czy możecie coś pod tym względem polecić. Dzięki za pomoc - Jagna

    PS Hummus robiłam właśnie 3 dni temu sama i to pyszna rzecz, w końcu udało mi się znaleźć naprawdę dobry choć czaso- i pracochłonny przepis:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Jagna, Foodstock zazwyczaj zaczyna się o 13stej a my na drugą edycję wpadliśmy "ostatnim rzutem" koło 17-18stej. Wtedy już większości restauratorów nie było. Myślę, że godziny 14-15 to te, w które powinnaś celować przy okazji następnego Foodstocka. Ludzi będzie dużo ale to jest zaleta tego wydarzenia. Wystawców też będzie, za pewne, dużo. Porcje można dostać za kupony (5zł), które możesz nabyć w barze klubu od razu po wejściu zamiast rozliczać się u każdego restauratora osobno. Jedzenia na pewno nie zabraknie w porze obiadowej. Zarezerwowałabym sobie przynajmniej 2h żeby popróbować wszystkiego od wszystkich. Pozdrawiam i do zobaczenia!

      Usuń
  3. Super dziękuję, już wszystko wiem w takim razie:) I dobrze wiedzieć o kuponach. Pozdrawiam! - Jagna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że mogłam się przydać :) zapraszam też na nasz knajpowy profil http://www.facebook.com/365Knajp?ref=hl

      Usuń