niedziela, 6 stycznia 2013

Burgeromania - Moo Moo Steak and Burger Club

    Z empirycznych badań rynku, które przeprowadziliśmy na innych blogach, w gazetach, wśród znajomych wynika, że w ostatnim czasie wszyscy zajadają się burgerami. W Krakowie powstaje mnóstwo knajp serwujących ten smakołyk a te, które nie są nastawione tylko na burgery dostosowują swoje menu. I tak burgera można zjeść w Krakowie w Novej, Baroque, Korku i pewnie paru jeszcze innych miejscach, których jeszcze nie odwiedzaliśmy (wszystko przed nami!). Na pewno najpopularniejszym lokalem serwującym burgery jest Love Krove, jednak nigdy nie ma tam miejsca jak próbujemy się “wbić”.
     Naszym najnowszym burgerowym odkryciem jest Steak and Burger Club Moo Moo na ulicy św. Krzyża. Kiedyś w tym miejscu można było znaleźć Nic Nowego ale jak widać to, co nowe i modne sprawdza się dużo lepiej.
    Lokal urządzony jest minimalistycznie i bardzo przyjemnie. Duży bar znajduje się na przeciwko wejścia. Po lewej stronie kucharze grillują burgery i steki. Stolik można wybrać po lewej lub po prawej stronie baru. W czasie, kiedy my odwiedzaliśmy lokal nie było żadnych gości więc mogliśmy wybrać każdy możliwy stolik. Ostatecznie siedliśmy po prawej stronie w samym rogu sali.
    Gdy kelnerka podała nam menu zobaczyliśmy listę burgerów do wyboru. Na tej liście znajdowało się 17 różnych pozycji w tym dwie wegetariańskie, gdzie zamiast mięsa głównym składnikiem burgera był panierowany camembert lub bakłażan. Ceny: od 17zł do 29zł za burger XL z podwójnym mięsem.
    Po przeglądnięciu wszystkich możliwych kombinacji smakowych zdecydowaliśmy się na odrobinę klasyki: burgera z serem, pomidorem, bekonem, ogórkiem kiszonym, sałatą i salsą (21zł) oraz na mały smakowy eksperyment: burgera z camembertem, gruszką, pomidorem, sałatą i cebulą karmelizowaną (25zł). Długo również przeglądałam kartę win ale do burgera bardzo pasowało mi piwo więc skusiłam się na ciemnego Paulanera.
    W trakcie oczekiwania na dania podglądaliśmy kucharzy grillujących nasze burgery. Trochę na początku przeraziłam się ich rozmiarem  Gdy pojawiły się na naszym stole wydało mi się bardzo uzasadnione, że nie są podawane z dodatkowymi frytkami. Po zjedzeniu byłam już z tego bardzo zadowolona. Same burgery okazały się bardzo smaczne, nie były za tłuste a dodatki bardzo delikatnie nadawały charakterystyczny smak. Ten z camembertem, gruszką i cebulą karmelizowaną jest godny polecenia. Ten klasyczny na pewno nie potrzebuje reklamy bo jest... klasyczny
    Moo Moo swoją historię rozpoczął w grudniu 2012 i chyba wiadomość o nim nie jest jeszcze bardzo rozpowszechniona. Przez cały czas, gdy jedliśmy, nie pojawił się ani jeden gość. Mam nadzieję, że to wkrótce się zmieni. Przypominam: Moo Moo Steak and Burger Club na ul. Krzyża.
 
 








         










 

11 komentarzy:

  1. jak zjesz w Love, już nigdy nie spróbujesz burgera gdzie indziej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety nie zgadzam sie, w lovekrove porcje małe, bułka niedobra, mięso takie sobie... Moo Moo wygrywa póki co.

      Usuń
    2. Wspaniała autodefinicja bycia ograniczonym :)

      Ja spróbowałem w Love Krove, nie za bardzo wiedziałem, jak poradzić sobie z suchą bułką i ludźmi gapiącymi się na to, czy mam odpowiednio niemodnie modne ciuchy. Jedzenie smakowało dokładnie tak samo, jak coś co można samemu ugotować w domu bez specjalnego zaplecza, wiedzy czy wysiłku. Śmieszy też cały szum wokół składników typu "organic" co w Polsce jest po prostu żałosnym nawiązaniem do kulinarnej mody bogaczy z Manhattanu, którzy na najbliższy targ musieliby lecieć samolotem. U nas jest o wiele prościej i udawanie Nowego Jorku to świetny żart, oczywiście dla kogoś, kto dostrzeże, że to żart :)
      Poza tym kuchnia w Love jest autorska, a kuchnia Moo to perfekcyjnie przeniesiona na polski grunt amerykańska klasyka, dlatego proszę nie mylić pojęć w imię jakiejś dziwnej prywatnej krucjaty.

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Od kiedy bułka z kotletem jest pomysłem autorskim???
      Burger to burger, ewentualnie można pozmieniać dodatki. Dla mnie ważniejszą kwestią jest, czy to co się podaje dobrze smakuje. Zniechęciłem się do Krove poprzez jakość obsługi, oraz tym że ich burgery kompletnie mi nie smakowały.

      Usuń
  2. Nie wspomniałaś o "Moaburger", które jest póki co królem krakowskiej sceny burgerowej i nie sądzę, bu Moo Moo udało się Moa przebić. Plusem może być bogatsze o zupy i dania mięsne menu. Zobaczymy, myślę, że Moo Moo ma duże szanse na miejsce nr.2 w Krakowie, ale lider pozostanie nie zagrożony :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda!!! A wspomnienie na początku artykułu że Love Krove jest najpopularniejsze, wskazuje tylko jak bardzo jest przereklamowane. Popularność nie sprawia że burgery są smaczne.

      Usuń
  3. zdania w burgerowym temacie są podzielone, jak można przeczytać, kolejny empiryczny dowód, że ogarnęła nas BURGEROMANIA :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam, jadłam, u nas takich miejsc nie ma :/

    albo ich jeszcze nie poznaliśmy

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się, byłem, próbowałem - burgery bardzo dobre (o niebo lepsze od wpomnianego 'Love Krove').
    Lecz moim faworytem jeśli chodzi o Moo Moo są steki. Serdecznie polecam wszystkim fanom wołowiny, nie tylko tej w bułce ;-)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłem, spróbowałem i znów się wybieram. Steki, chodźcie do mnie! Albo czekajcie na mnie. Wszystkiego spróbuję, a potem zostanę na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Love Krove to przereklamowane miejsce, przerost formy nad treścią.
    Porcje niewielkie i cudacznie sporządzone - niewygodnie się je je.
    Obsługa niegramotna. Mało miejsca. Nie ma szału.

    OdpowiedzUsuń