Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie w Krakowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie w Krakowie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 czerwca 2013

Śniadanie pełne sprzeczności - Bistro Magnes

Tyle się ostatnio działo. Poznawałam nie tylko nowe miejsca, ale też nowych, wspaniałych ludzi. Z tego wszystkiego, relacja z Bistro Magnes gdzieś mi umknęła. A byliśmy tam już tak dawno. Ponad miesiąc temu. W majówkę. Pomimo tego opóźnienia napiszę post, bo bardzo dobrze pamiętam śniadanie pełne niespodzianek, które zjedliśmy dość wcześnie rano przy Placu Mariackim 1.
 Bistro Magnes położone jest u stóp Kościoła Mariackiego. Siedząc przy jednym ze stolików przy oknie, czułam bliskość i wielkość tej wspaniałej, krakowskiej budowli. Czułam się też, jakbym była na wakacjach, gdzieś daleko, w nieznanym, wielkim mieście. Czułam się jak turystka. To poczucie towarzyszyło mi przez cały czas trwania śniadania.
W menu śniadaniowym znajdowały się dania w cenach od 8 do 19zł. Najtańszymi okazały się: jajecznica, jajka sadzone lub omlet. Dla bardzo głodnych podawano zestawy: krakowski, z jajecznicą, twarożkiem  ze szczypiorkiem i rzodkiewką, kabanosem, serem żółtym i pomidorem, lub angielski, z jajkami sadzonymi z bekonem, smażonymi pieczarkami, kaszanką, pieczonym pomidorem i frankfurterką. W menu widniał jeszcze trzeci zestaw, zestaw nowojorski. W nim pierwsze skrzypce grał obwarzanek krakowski, co bardzo mnie ubawiło. Podejrzewam, że nasz swojski precel miał przybrać tam rolę nowojorskiego bajgla, gdyż podawano go z serkiem śmietanowym, wędzonym łososiem i owocami. Tego ostatniego składnika nie doczytałam i w ciemno zamówiłam śniadanie nowojorskie. W końcu byłam turystką w wielkim mieście. A. również zdecydował się na obce smaki i wybrał śniadanie angielskie.
W trakcie oczekiwania na śniadania, przeglądałam jeszcze przez chwilę menu. Z tego co się zorientowałam nie ma w nim stałego wyboru dań. Karty z aktualną listą pyszności są luźno włożone w twardą okładkę ze zdjęciami i opisem miejsca. W dzień, w którym my odwiedziliśmy Bistro Magnes można było zamówić m.in. ravioli z kozim serem (22zł), wołowinę duszoną w czerwonym winie ze szparagami (39zł) lub krem marchewkowy z grzankami (12zł).
Gdy talerze ze śniadaniami nowojorskim i angielskim trafiły na nasz stolik, kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem turystą. Również kolejny raz ubawiłam się za sprawą śniadania nowojorskiego. Na moim talerzu znalazłam przekrojonego, krakowskiego obwarzanka, podanego z serkiem śmietanowym, łososiem i owocami, tak jak obiecywano, jednak ewidentnie nie był to cały obwarzanek, tylko jego trzy-czwarte. Gdy zapytałam, gdzie podziała się czwarta część obwarzanka, kelner z uśmiechem przyznał, że tak się u nich podaje zestaw nowojorski. Ja jednak podejrzewam, że to kucharz musiał być głodny : ) Śniadanie angielskie, które dostał A., w porównaniu do śniadań, które jadamy w innych lokalach, było dość ubogie. Takie, żeby strudzony turysta, wykończony zwiedzaniem i robieniem zdjęć, jak najszybciej musiał posilić się kolejny raz.
To tyle w kwestii objętości. Może powinnam napisać coś o smaku? Jako, że nie doczytałam informacji o owocach w moim śniadaniu, musiałam szybko zmienić oczekiwania, co w ostateczności nie było złe. Wędzony łosoś, truskawki i kiwi, połączone serkiem śmietanowym, stanowiły miłe doznanie. Obwarzanek, jak na mój gust, był wczorajszy.
Jak przystało na lokal mieszczący się w samym centrum Krakowa, Bistro Magnes może poszczycić się tym, że na pewno przyciągnie turystów. Czy mieszkańcy Krakowa zechcą tam jadać? Zależy, czy zechcą poczuć się jak turyści we własnym mieście, czy może będą woleli inne zakątki, bardziej kameralne i swojskie.






















czwartek, 14 marca 2013

Not for tourists - Bococa Bistro

     Od paru dni mocno zazdroszczę wszystkim, którzy mają blisko na Plac Inwalidów. W tym dość niepozornym miejscu, gdzie Karmelicka przechodzi w Królewską i, mogłoby się wydawać, nic więcej się nie dzieje otwarto cudowny lokal o oryginalnej nazwie Bococa Bistro. Wybraliśmy się do nich na poważne rozmowy małżeńskie w pewien wieczór dnia powszedniego. Ja, jak zwykle, byłam mocno głodna. A., jak zwykle, jadł wcześniej w pracy więc knajpka musiała oferować coś sycącego i coś tylko “na ząb”. Okazało się, że Bistro spełniło nasze oczekiwania choć, tak na prawdę, na wejściu nie spodziewaliśmy się, że ten wieczór będzie więcej niż bardzo udany.
    Bococa, jak pisałam wyżej, rozpoczęła swoją działalność dość niedawno. Dzień, w którym tam byliśmy, był trzecim dniem po otwarciu, dlatego jeszcze towarzyszyły gościom małe niedogodności, np. brak terminala. Na szczęście nasze portfele były zasobne w 50zł i mogliśmy spokojnie zamówić jedzenie. Menu, z którego wybieraliśmy było napisane kredą na ścianie za barem oraz na drzwiach na zaplecze. Do wyboru śniadania, makarony, sałatki, zupy. Ceny w granicach 15 do 25 złotych za danie. Ja wybrałam krem z kukurydzy z musem pomidorowo-imbirowym z kawałkami kurczaka (11zł) oraz mix przekąsek z ciasta francuskiego ze szpinakiem, pomidorem i gorczycą oraz kozim serem i anchois (18zł za 9sztuk). A. wybrał danie dnia na słodko (15zł) czyli rożki naleśnikowe z musem jabłkowym i bananem. Po podliczeniu dań zostało nam 6zł na jedną niegazowaną wodę. Ponoć terminal do płatności elektronicznych miał być zainstalowany już na następny dzień po naszej wizycie więc wybierając się do Bococa nie trzeba pamiętać o wcześniejszej wizycie w bankomacie.
    Po zamówieniu dań usiedliśmy przy bardzo malowniczym stoliku położonym zaraz obok baru więc ja, tylko wstając, mogłam rozpocząć wywiad z kelnerem. Na początku chyba lekko się nie zrozumieliśmy ale ostatecznie udało mi się dowiedzieć, że nazwa Bococa pochodzi od dwóch pierwszych liter trzech brooklyńskich dzielnic Nowego Yorku, od Boerum Hill, Cobble Hill oraz Carroll Gardens. Dlaczego właśnie tak? Dlaczego właśnie tych dzielnic? Nie było mi dane pojąć. Z rozmowy wyniknęło jednak jeszcze to, że knajpka w zamyśle ma być miejscem dla przyjaciół, ludzi mieszkających w sąsiedztwie i rodziny gospodarzy. To wszystko w myśl hasła “not for tourists”, które zapożyczono z alternatywnych przewodników po wielkich miastach tj. Londyn czy Nowy York.
    Na rozmowie zeszło nam oczekiwanie na dania. Moja zupa, krem z kukurydzy, pojawiła się jako pierwsza. Muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się, że zupa z kukurydzy może być aż tak smaczna. Pozwoliłam A. spróbować tylko jednej łyżeczki, żeby mi bardzo nie ubyło bo ta zupa była po prostu mistrzostwem świata. Z posmakiem imbiru, który idealnie komponował się ze aromatem kukurydzy współgrała lekko ostra oliwa. Bardzo odpowiadało mi to zestawianie smakowe bo nie było podobne do niczego co do tej pory próbowałam.
    Kolejnym ciekawym zestawieniem smakowym zaskoczyły mnie przekąski z ciasta francuskiego. Na ciepłym jeszcze cieście położono zimną, wyrazistą musztardę z gorczycy i przykryto plasterkiem pomidora. Kompozycja dość oryginalna, która przypomniała mi o istnieniu musztardy.
    Gdy już prawie wychodziliśmy po skończonym obiedzie zatrzymał nas telefon od przyjaciół, którzy postanowili się do nas przyłączyć. My, zadowoleni, że przybędą i uświetnią wieczór swą obecnością ale i wspomogą nas gotówką czekaliśmy i męczyliśmy dalej pytaniami pana kelnera. Gdy w końcu byliśmy we czwórkę na stół przywędrowała kolejny raz zupa z kukurydzy, naleśniki oraz ciasto czekoladowe. Nie mam zdjęcia tego ciasta ale muszę powiedzieć, że było to najlepsze ciasto czekoladowe jakie jadłam w ostatnim czasie.
    Dobrze, że Bococa hołduje hasłu “not for tourists” bo mogłoby się okazać, że posileni kremem z kukurydzy turyści biegaliby nago nie po Rynku Głównym ale po Placu Inwalidów.
 




 
 
 












 

niedziela, 3 marca 2013

Pośniadaniowa wena - Spazio Coffee and Cocktail Bar

    Już w tamten weekend, w niedzielę, odwiedziliśmy Spazio Bar. Wybraliśmy się tam na śniadanie. Wiedziałam, że lokal mieści się gdzieś na ul. św. Tomasza ale zaskoczyło mnie to, że powstał w miejsce dawnego Boogie Woogie, gdzie jeszcze niedawno byłam ze znajomymi na jakimś meczu. Ponoć Spazio rozpoczęło działalność w maju zeszłego roku więc na pewno ten mecz nie był z okazji Euro a to co nazywam “niedawnym” musiało być ze dwa lata temu. W każdym razie... teraz na rogu ulic Szpitalnej i św. Tomasza mieści się Spazio Coffee and Cocktail Bar.
    W lokalu, w porze śniadaniowej, nie było jeszcze nikogo oprócz dwóch głośnych Skandynawów, którzy już od rana rozweselali się Matexą. My postanowiliśmy pozostać przy posiłku, choć ulotki, napisy, nawet wyściółki krzeseł zachęcały do napicia się Irlandzkiej Whisky.
    W karcie śniadań do wyboru mieliśmy trzy zestawy sniadań. Każdy w cenie 15zł. Każdy podawany do godziny 13:00. Ja skusiłam się na twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, szynką, serem żółtym, pomidorem i ogórkiem podawane z pieczywem i kawą. A. wybrał tosty z szynką, serem i pomidorem podane z twarożkiem ze świeżym ogórkiem. W trzeciej kombinacji śniadaniowej tosty podawane były tylko z serem żółtym i pomidorem, również w towarzystwie twarożku.
    W Spazio można zjeść nie tylko śniadanie. Lokal serwuje organiczne zupy, które kiedyś można było zjeść w, zamkniętym już, Papuamu. Dla łasuchów są słodkości i ponoć najlepsza kawa w mieście. Dlaczego najlepsza? Bo przygotowywana w ekspresie, który obsługiwany jest całkowicie ręcznie. Od mielenia kawy po spienianie mleka. Musze przyznać, że moje cappuccino było nie złe ale czy najlepsze w mieście? Coffee Judge na pewno będzie miał więcej do powiedzenia w tym temacie :) Ja tylko dorzucę, że trzy okrągłe ciasteczka podane do kawy były warte grzechu.
   Nasze śniadania były bardzo ładnie podane i smaczne. Pani kelnerka przyjęła moją sugestię podawania ciemnego pieczywa do twarożku więc wszyscy, którzy jesteście na diecie możecie spokojnie iść do Spazio.
    Po zjedzeniu jeszcze chwilę rozmawialiśmy o naszych planach, o roku blogowania, który już za niedługo minie, o naszych aktywnościach i fanpage’u. Musieliśmy na prawdę dobrze zjeść bo pewien genialny pomysł wpadł nam do głów. Managerowie Spazio dostali już maila w tej sprawie. Czekamy niecierpliwie na odpowiedź.