poniedziałek, 31 grudnia 2012
czwartek, 27 grudnia 2012
Czesko-argentyńskie rozdwojenie - Diego i Bohumil
Za nami świąteczne obżarstwo. Na pewno wiele specjałów kuchni polskiej znalazło
się na Waszych stołach. Dla odmiany wrzucam wpis z restauracji, która może być
odskocznią dla rosołu, schabowego z ziemniakami i sałatki warzywnej. Restaurację
tę odkryliśmy spacerując jesienią po Krakowie. Przechodziliśmy z Kazimierza w
stronę Rynku Głównego ulicą św. Sebastiana. U jej wylotu, w piwnicy budynku,
schowany jest lokal, który z zewnątrz wygląda dość tajemniczo. Wtedy wpisałam to
miejsce na moją listę a ostatnio, jeszcze przed świętami, udało się nam je
odwiedzić.
Gdy zastanawialiśmy się nad wyborem dań zapytałam panią kelnerkę o genezę przedsięwzięcia jakim jest czesko-argentyńska restauracja. Dowiedziałam się, że dwóch właścicieli (Czech oraz Argentyńczyk) prowadziło kiedyś restauracje w lokalach obok siebie jednak zamiast konkurować postanowili stworzyć wspólny biznes. Idea wydaje się bardzo szlachetna, choć aura w lokalu wydaje się krzyczeć, że Pan Diego i Pan Bohumil przyjęli taktykę pół na pół. I tak muzyka umilająca gościom posiłek to na przemian utwór w języku czeskim, następnie w klimacie argentyńskim. Wspomniane już wyżej obrazki to rysunki z akcentami argentyńskimi, takimi jak tango czy piłka nożna, pomieszane z portretami królów czeskich czy, nie do końca dla mnie zrozumiałymi, plakatami w języku czeskim. Alkohole serwowane przez lokal to czeskie piwa i argentyńskie wina. Tak można by jeszcze wymieniać.
Po dość długim namyśle postanowiliśmy się skupić na daniach kuchni czeskiej bo miejsc serwujących dania kuchni argentyńskiej jest w Krakowie wiele. Na początek, dla rozgrzania, zamówiliśmy zupę czosnkową z grzankami, tartym serem i szynką (9zł). Jedna porcja starczyła nam dwojgu i okazała się bardzo smaczna. Dla porównania miałam zupę czosnkową zrobioną własnoręcznie (od wywaru z kości) około tydzień przed naszą wizytą u Diego i Bohumila. Muszę powiedzieć, ta zamówiona w lokalu była “prawie” tak dobra. A na poważnie... była bardzo treściwa i aromatyczna, co w zupie czosnkowej jest moim zdaniem bardzo ważne.
Na drugie dania wybraliśmy Bramborak (czeski placek ziemniaczany - 18zł) z gulaszem wieprzowym oraz smażony ser z frytkami i sosem tatarskim (20zł). Podstawowym pytaniem, jakie zadaliśmy kelnerce, było: Czym Bramborak z gulaszem wieprzowym różni się od naszych rodzimych placków po węgiersku? Odpowiedź była bardzo pewna: Bramborak podawany jest bez dodatku duszonej papryki i śmietany. Ciekawostką jest również to, że w restauracji Diego i Bohumil gatunek sera, który ma zostać usmażony można wybrać spośród wielu. Można zamówić Camembert, Ementaler, ser wędzony lub Roquefort. Wszystkie tego typu dania, które jadłam do tej pory było po prostu smażonymi serami, bez możliwości wyboru.
Po pysznej zupie czosnkowej można się było spodziewać, że drugie dania będą równie pyszne. Nie zawiodłam się, bo jedzenie okazało się bardzo smaczne. Gdyby tylko w lokalu było trochę cieplej i przytulniej.
Gdy szukałam w Internecie wiadomości o lokalu dowiedziałam się, że
serwują tam kuchnię czesko-argentyńską a miejsce nazywa się “Diego i Bohumil”.
Zaciekawiona rezultatem połączenia kulinarnej kultury Czech z Argentyną
namówiłam A., żebyśmy poszli tam na obiad.
Po dość tajemniczym nastroju, który tworzą drzwi wejściowe do knajpki
uderzył mnie piwniczny wystrój. Zdziwiło mnie również, że w takiej piwnicy
serwuje się ciepłe dania. Mi takie wnętrza kojarzą się jednoznacznie z
krakowskimi, piwnicznymi pubami, które do niedawna były zadymione i śmierdzące
oparami piwa. Parę, tylko, detali próbowało zatrzeć to wrażenie. Na ścianach
wywieszono obrazki, jednak wydawało się, że bez jakiegokolwiek porządku. W rogu
sali stał żeliwny piec jednak w pomieszczeniu było bardzo zimno. Menu, które
dostaliśmy było tak zniszczone, że niektóre dania zatarły się i nie wiadomo było
co wybrać. Ukoronowaniem piwniczności w najgorszej postaci był gres podłogowy i
żółte ściany. Niestety, wystrój nie sprzyjał wzrostowi apetytu.Gdy zastanawialiśmy się nad wyborem dań zapytałam panią kelnerkę o genezę przedsięwzięcia jakim jest czesko-argentyńska restauracja. Dowiedziałam się, że dwóch właścicieli (Czech oraz Argentyńczyk) prowadziło kiedyś restauracje w lokalach obok siebie jednak zamiast konkurować postanowili stworzyć wspólny biznes. Idea wydaje się bardzo szlachetna, choć aura w lokalu wydaje się krzyczeć, że Pan Diego i Pan Bohumil przyjęli taktykę pół na pół. I tak muzyka umilająca gościom posiłek to na przemian utwór w języku czeskim, następnie w klimacie argentyńskim. Wspomniane już wyżej obrazki to rysunki z akcentami argentyńskimi, takimi jak tango czy piłka nożna, pomieszane z portretami królów czeskich czy, nie do końca dla mnie zrozumiałymi, plakatami w języku czeskim. Alkohole serwowane przez lokal to czeskie piwa i argentyńskie wina. Tak można by jeszcze wymieniać.
Po dość długim namyśle postanowiliśmy się skupić na daniach kuchni czeskiej bo miejsc serwujących dania kuchni argentyńskiej jest w Krakowie wiele. Na początek, dla rozgrzania, zamówiliśmy zupę czosnkową z grzankami, tartym serem i szynką (9zł). Jedna porcja starczyła nam dwojgu i okazała się bardzo smaczna. Dla porównania miałam zupę czosnkową zrobioną własnoręcznie (od wywaru z kości) około tydzień przed naszą wizytą u Diego i Bohumila. Muszę powiedzieć, ta zamówiona w lokalu była “prawie” tak dobra. A na poważnie... była bardzo treściwa i aromatyczna, co w zupie czosnkowej jest moim zdaniem bardzo ważne.
Na drugie dania wybraliśmy Bramborak (czeski placek ziemniaczany - 18zł) z gulaszem wieprzowym oraz smażony ser z frytkami i sosem tatarskim (20zł). Podstawowym pytaniem, jakie zadaliśmy kelnerce, było: Czym Bramborak z gulaszem wieprzowym różni się od naszych rodzimych placków po węgiersku? Odpowiedź była bardzo pewna: Bramborak podawany jest bez dodatku duszonej papryki i śmietany. Ciekawostką jest również to, że w restauracji Diego i Bohumil gatunek sera, który ma zostać usmażony można wybrać spośród wielu. Można zamówić Camembert, Ementaler, ser wędzony lub Roquefort. Wszystkie tego typu dania, które jadłam do tej pory było po prostu smażonymi serami, bez możliwości wyboru.
Po pysznej zupie czosnkowej można się było spodziewać, że drugie dania będą równie pyszne. Nie zawiodłam się, bo jedzenie okazało się bardzo smaczne. Gdyby tylko w lokalu było trochę cieplej i przytulniej.
Panie Diego! Panie Bohumil! Przydałby się Wam remont! Wtedy na pewno
przyjdę posmakować drugiej strony medalu, kuchni argentyńskiej.
niedziela, 23 grudnia 2012
Święta poza Polską - Weihnachtsmarkt, Wiedeń
To już ostatni wpis świąteczny a tak się składa, że te zdjęcia zostały wykonane
najwcześniej w naszej jarmarkowej przygodzie. To tamto miejsce zainspirowało nas
do odwiedzenia różnych kiermaszów świątecznych w Polsce samo pozostając za
granicami naszego kraju. Mowa o jarmarku świątecznym w Wiedniu, o
Weihnachtsmarkt.
Byliśmy tam w listopadzie, kiedy atmosfera świąt dopiero się
rozkręcała. Kramiki wystawione były dopiero w niewielu miejscach miasta. Tam
bożonarodzeniowy targ nie skupia się w rynku, jak u nas, w Polsce, lecz
niewielkie skupiska kramików można spotkać na prawie każdym placyku.
Największą atrakcją jest oczywiście Punsch, grzane, aromatyzowane wino.
Można je zamówić pomarańczowe, o smaku granatu czy czarnej porzeczki. Podawane
jest, za kaucją, w ceramicznych kubeczkach. Do Punsch’u doskonale pasują słodkie
wypieki z nadzieniem morelowym oraz pieczone kasztany. Dla prawdziwie głodnych
serwowana jest grillowana biała kiełbaska z pieczywem, kanapki z różnego rodzaju
pastami oraz wszelakie wypieki piekarnicze. Na jarmarku nie brakuje również
stoisk z wędlinami, serami, słodyczami oraz rękodziełem i ozdobami
choinkowymi.
Na pewno teraz, gdy święta tuż tuż atmosfera w Wiedniu jest
fantastyczna. Każdemu, kto lubi święta, grzane wino oraz piękne widoki
polecam się tam wybrać. Samochodem jedzie się około 5 godzin. Kto nie chce na
własną rękę planować podróży może skorzystać z ofert biur turystycznych,
które organizują wypady weekendowe specjalnie poświęcone zwiedzaniu i zakupom na
wiedeńskim jarmarku bożonarodzeniowym.
Na koniec chciałam podsumować naszą małą przygodę świąteczną. Dla mnie
była ona bardzo radosna, wprowadziła mnie w świąteczny nastrój bardzo skutecznie
lecz nie w stylu supermarketowym, którego bardzo chciałam uniknąć. Mam nadzieję,
że Czytelnicy również poczuli tę magię.
Wesołych i spokojnych Świąt oraz szczęśliwego Nowego Roku życzy ekipa
365knajp.
czwartek, 20 grudnia 2012
Sielskie Święta - Kiermasz Adwentowy w Pałacu Łomnica
Takiego jarmarku świątecznego jeszcze nie widziałam. Zupełnie inny niż te w
klimacie miasta. Na świeżym powietrzu, na zamku i na folwarku Łomnica.
Gdy zbierałam inspiracje na temat miejsc, gdzie odbywają się kiermasze
świąteczne w ręce wpadła mi pewna sielska gazetka. W niej właśnie, oprócz
przepisu na pyszne, świąteczne pierniczki, pomysłu jodłowej girlandy
przyozdobionej własnoręcznie zebranymi i wysuszonymi szyszkami i wskazówek jak
powiesić jemiołę, znalazłam informację o Kiermaszu Adwentowym w Pałacu Łomnica.
Na początku wydawało mi się, że miasteczko Łomnica leży gdzieś koło Krakowa, w
Małopolsce, jednak szybko okazało się, że pomyliła Łomnicę ze Szczawnicą :) Na
kiermasz trzeba było, zatem, zorganizować wycieczkę.
Łomnica, do której się wybraliśmy, leży koło Jeleniej Góry, w
województwie dolnośląskim. Kiermasz miał się odbywać w dniach 8-9 grudnia, od
godziny 11:00, więc by przebyć całe 370 kilometrów wybraliśmy się w podróż
bardzo wcześnie rano. Ten weekend grudnia był bardzo zimny, i śnieżny. Nad ranem
termometry pokazywały –12 stopni a podczas drogi, z okien samochodu, podziwiałam
drzewa ozdobione białą mrozową szadzią. Pomimo pięknych widoków martwiłam się
jak w takie zimno będziemy zwiedzać kiermasz ale okazało się, że odpowiednia
ilość warstw ubrania oraz wspaniały świąteczny klimat wygrały z mrozem.
Do celu podróży dotarliśmy około 12stej. Nie było wcale trudno znaleźć
miejsce, gdzie odbywał się kiermasz bo wokoło bram pałacu stało już bardzo dużo
samochodów. Nam udało się zaparkować na tyłach pałacowego folwarku i po
upewnieniu się, że nie zamarzniemy wkroczyliśmy między stragany. Od razu
poczułam magię tego miejsca. Widać było gołym okiem, że na straganach
zgromadzono jedynie lokalne produkty: wiele ręcznie robionych ozdób czy
smakołyków. Tu i ówdzie mogłam dostrzec logo lokalnej grupy działania
“Partnerstwo Ducha Gór”. To właśnie lokalni producenci zrzeszeni w to
stowarzyszenie prezentowali swoje wyroby. Jako pierwsze oglądaliśmy piękne bańki
i kartki świąteczne. Gdzieniegdzie wieńce oraz choinki, z których jedna,
zrobiona z piór, prezentowała się bardzo efektownie. Poza ozdobami zauważyłam
domowe miody i konfitury, kolorowe nalewki, krokiety świąteczne, smacznie
wyglądające ciasta, świeżo wyciągnięte z pieca chleby i lokalne sery łomnickie.
Wydawało się, że można zrobić tu zakupy na większość potraw wigilijnych i
świątecznych.
Nam szczególnie w oko wpadły, nie za bardzo związane ze świętami, ale
za to przepiękne, drewniaszki karkonoskie autorstwa Pani Beaty Makutynowicz. Są
to figurki ptaków zrobione ze starych kawałków drewna, zardzewiałych gwoździ czy
drutów. Jeden z drewniaszków tak się nam spodobał, że pojechał z nami do
domu.
Gdy trochę zmarzliśmy chodząc po kiermaszu odkryliśmy, że w restauracji
folwarcznej “Stara Stajnia” można się przyjemnie ogrzać i dodatkowo wziąć udział
w warsztatach dekorowania pierniczków. Ja byłam zachwycona. Od razu uzbierałam
1zł z miedziaków, które miałam w portfelu by móc udekorować małe, piernikowe
serduszko. Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby wymyślić co narysowałam w jego
środku :). Oprócz
pierniczków można było własnoręcznie udekorować bombkę. I dzieci, i dorośli,
którzy się tego podjęli mieli przy tym dużo zabawy.
Po odwiedzeniu folwarku przyszedł czas na pałac główny. Tam, w
komnatach, wystawione były świąteczne bibeloty. Tam, również, można było wziąć
udział w kolejnych warsztatach: mydlarskich, hafciarskich i malarskich. Ja
wybrałam mydlarskie, gdzie pod okiem Pana z Zielonego Laboratorium, zrobiłam
mydełko pachnące świętami, cynamonowo-pomarańczowe. W pałacu okazało się również, że na kiermasz adwentowy do Łomnicy
przybyła za nami z Krakowa grupa folklorystyczna z Lajkonikiem :) Śpiewali,
i grali, i umilali gościom zakupy.
Z Łomnicy wyjeżdżaliśmy bardzo zadowoleni. Na pewno wrócimy tu w
przyszłym roku bo w tym roku kiermasz już się nie odbędzie. Wszystkim, którzy
chcą się również wybrać polecam zagadnąć na stronę internetową Pałacu Łomnica,
gdzie w kalendarzu imprez na 2013 rok kiermasz jest rozpisany na weekend 7-8
grudnia. Są tam również zdjęcia z tegorocznej imprezy. Ja zapraszam do oglądania
zdjęć poniżej. Jest ich masa. Nie byłam w stanie z żadnego zrezygnować bo nawet
teraz gdy sama je przeglądam wraca do mnie przemiła atmosfera Łomnicy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)