Gdy szukałam w Internecie wiadomości o lokalu dowiedziałam się, że
serwują tam kuchnię czesko-argentyńską a miejsce nazywa się “Diego i Bohumil”.
Zaciekawiona rezultatem połączenia kulinarnej kultury Czech z Argentyną
namówiłam A., żebyśmy poszli tam na obiad.
Po dość tajemniczym nastroju, który tworzą drzwi wejściowe do knajpki
uderzył mnie piwniczny wystrój. Zdziwiło mnie również, że w takiej piwnicy
serwuje się ciepłe dania. Mi takie wnętrza kojarzą się jednoznacznie z
krakowskimi, piwnicznymi pubami, które do niedawna były zadymione i śmierdzące
oparami piwa. Parę, tylko, detali próbowało zatrzeć to wrażenie. Na ścianach
wywieszono obrazki, jednak wydawało się, że bez jakiegokolwiek porządku. W rogu
sali stał żeliwny piec jednak w pomieszczeniu było bardzo zimno. Menu, które
dostaliśmy było tak zniszczone, że niektóre dania zatarły się i nie wiadomo było
co wybrać. Ukoronowaniem piwniczności w najgorszej postaci był gres podłogowy i
żółte ściany. Niestety, wystrój nie sprzyjał wzrostowi apetytu.Gdy zastanawialiśmy się nad wyborem dań zapytałam panią kelnerkę o genezę przedsięwzięcia jakim jest czesko-argentyńska restauracja. Dowiedziałam się, że dwóch właścicieli (Czech oraz Argentyńczyk) prowadziło kiedyś restauracje w lokalach obok siebie jednak zamiast konkurować postanowili stworzyć wspólny biznes. Idea wydaje się bardzo szlachetna, choć aura w lokalu wydaje się krzyczeć, że Pan Diego i Pan Bohumil przyjęli taktykę pół na pół. I tak muzyka umilająca gościom posiłek to na przemian utwór w języku czeskim, następnie w klimacie argentyńskim. Wspomniane już wyżej obrazki to rysunki z akcentami argentyńskimi, takimi jak tango czy piłka nożna, pomieszane z portretami królów czeskich czy, nie do końca dla mnie zrozumiałymi, plakatami w języku czeskim. Alkohole serwowane przez lokal to czeskie piwa i argentyńskie wina. Tak można by jeszcze wymieniać.
Po dość długim namyśle postanowiliśmy się skupić na daniach kuchni czeskiej bo miejsc serwujących dania kuchni argentyńskiej jest w Krakowie wiele. Na początek, dla rozgrzania, zamówiliśmy zupę czosnkową z grzankami, tartym serem i szynką (9zł). Jedna porcja starczyła nam dwojgu i okazała się bardzo smaczna. Dla porównania miałam zupę czosnkową zrobioną własnoręcznie (od wywaru z kości) około tydzień przed naszą wizytą u Diego i Bohumila. Muszę powiedzieć, ta zamówiona w lokalu była “prawie” tak dobra. A na poważnie... była bardzo treściwa i aromatyczna, co w zupie czosnkowej jest moim zdaniem bardzo ważne.
Na drugie dania wybraliśmy Bramborak (czeski placek ziemniaczany - 18zł) z gulaszem wieprzowym oraz smażony ser z frytkami i sosem tatarskim (20zł). Podstawowym pytaniem, jakie zadaliśmy kelnerce, było: Czym Bramborak z gulaszem wieprzowym różni się od naszych rodzimych placków po węgiersku? Odpowiedź była bardzo pewna: Bramborak podawany jest bez dodatku duszonej papryki i śmietany. Ciekawostką jest również to, że w restauracji Diego i Bohumil gatunek sera, który ma zostać usmażony można wybrać spośród wielu. Można zamówić Camembert, Ementaler, ser wędzony lub Roquefort. Wszystkie tego typu dania, które jadłam do tej pory było po prostu smażonymi serami, bez możliwości wyboru.
Po pysznej zupie czosnkowej można się było spodziewać, że drugie dania będą równie pyszne. Nie zawiodłam się, bo jedzenie okazało się bardzo smaczne. Gdyby tylko w lokalu było trochę cieplej i przytulniej.
Panie Diego! Panie Bohumil! Przydałby się Wam remont! Wtedy na pewno
przyjdę posmakować drugiej strony medalu, kuchni argentyńskiej.
Wybacz, że nie komentuję restauracji, ale masz super fryzurę!!
OdpowiedzUsuń:D