Kawiarnia Sweet Surrender mieści się na Zabłociu. Już o niej pisaliśmy. Dość
krótko, ale już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy odwiedzać to miejsce. Nie dość,
że możemy tam pójść podziemiami, bez kurtek, w największą zamieć śnieżną to
jeszcze co jakiś czas organizowane są tam ciekawe wydarzenia, nierzadko związane
z dobrą i oryginalną kawą. Ostatnio wzięliśmy udział w Black Coffee Night, gdzie
Mariusz Purgał, home barista, opowiadał o kawie, parzył ją w urządzeniach o
dziwnych nazwach i dzielił się nią ze zgromadzonymi.
Gdy pojawiliśmy się w kawiarni “punkt 19sta” moje ulubione wygodne,
zielone fotele były już zajęte ale zdążyliśmy dopaść parę wysokich, twardych
krzeseł. Ci, którzy przyszli później, wybrali miejsca stojące ale widok na
stolik, na którym działa się magia, mieli równie dobry jak my.
Kawa, dla mnie, jest napojem, który piję codziennie w biurze, około
6:00 rano. Pozwala mi się obudzić. Zazwyczaj sypię do kubka dwie łyżeczki
rozpuszczalnej, takiej ze złotą zakrętką, zalewam, prawie do pełna, gorącą wodą,
wlewam trochę mleka. Rozpuszczalna z zielną zakrętka jest wstrętna. Tyle wiem o
kawie...
Mariusza nie spotkałam i nie znałam nigdy wcześniej. Zupełnie nie
wiedziałam czego mam się spodziewać po Black Coffee Night w jego wykonaniu. No
dobrze... wiedziałam z informacji udostępnionych na Facebook’u, że będzie można
zobaczyć jak w domowym zaciszu parzyć dobrą kawę, ale to tyle...
Gdy wszyscy, również ci spóźnialscy, zajęli swoje miejsca usłyszeliśmy
krótki wykład na temat historii kawy, różnic między jej dwoma głównymi
gatunkami: kawą arabica i kawą robusta, sposobach wypalania i przechowywania.
Mogliśmy też empirycznie doświadczyć jak wygląda i jaka jest w dotyku kawa
zmielona grubo i kawa zmielona bardzo drobno. Mariusz mówił, że jako
pasjonat kawy prowadzi co jakiś czas takie pokazy w różnych miejscach. Później
przyszedł czas na prezentację przyrządów, które umożliwiają domowe parzenie
kawy. I tu pojawiły się skomplikowane nazwy: Chemex, aeropres i syfon. O
wszystkich tych urządzeniach usłyszeliśmy parę ciekawostek aby w końcu przejść
od słów do czynów.
Na pierwszy ogień poszedł Chemex. Ta szklana bańka, którą wynalazł
Pater Schlumbohm, jest ponoć uznawana za jedno z wybitnych osiągnięć
amerykańskiego designu. Egzemplarz Chemex’u wystawiany jest w Muzeum Sztuki
Współczesnej w Nowym Jorku. Do parzenia w nim przydają się papierowe filtry,
które należy przed wsypaniem kawy namoczyć wrzątkiem by papierowy smak nie
przedostał się do napoju. Drobno zmieloną kawę wsypuje się do filtra i zalewa.
Woda nie może być wrząca. Jej idealna temperatura to około 90 stopni. Sposób
zalewania kawy, w przypadku parzenia w Chemex’sie, jest bardzo istotny. Przydaje
się tutaj czajniczek z długim i wąskim lejkiem umożliwiającym zalewanie
kolistymi ruchami. Kawa ma się parzyć około 4 minuty. Ponoć znawcy są w stanie
rozpoznać różnice między smakiem kawy zalanej w odpowiedni sposób a smakiem tej
z expresu przelewowego, gdzie strumień wody nie jest kierowany koliście. Chodzi
o to, że woda, w przypadku zalewania kolistymi ruchami, dobrze namacza każdą
najmniejszą cząstkę kawy i wydobywa z niej smak.
Kolejnym przyrządem, w którym Mariusz parzył kawę był aeropres. To
urządzenie działa na zasadzie dużej strzykawki, gdzie za pomocą tłoka
przeciskamy gorącą wodę przez papierowy filtr z mieloną kawą wprost do
filiżanki. Papierowy filtr należy, oczywiście, przed całym procederem przelać
wrzątkiem.
Na koniec pokazu przyszedł czas na parzenie kawy w syfonie. Tu wkradło
się trochę magii, za która, tak na prawdę, chowała się fizyka. Urządzenie
zbudowane jest z dwóch szklanych baniek. Dolnej i górnej, pomiędzy którymi
umieszczony jest filtr. Pod wpływem temperatury, uzyskanej za pomocą gazowego
palnika, woda z dolnej bańki skrapla się w górnej, gdzie wsypuje się mieloną
kawę. Gdy usuniemy źródło temperatury woda, pod wpływem grawitacji, wraca do
dolnej bańki zostawiając fusy z kawy w filtrze.
Choć parzyliśmy jeden rodzaj kawy, Ethiopia Yergacheffe Aera Konga,
napoje otrzymane każdym z
tych sposobów różniły się smakiem. Kawa z Chemex’u była bardzo wyrazista i lekko
gorzka. Kawa z aeropresu delikatniejsza. Kawa z syfonu ... bardzo gorąca :)
... Nie muszę chyba pisać, że wszystkie te napoje różniły się znacząco od tego,
który piję codziennie rano w pracy. Na razie nie wiem który rodzaj najbardziej
mi smakuje. Razem z A. postanowiliśmy, że Chemex jest sprzętem kuchennym, w
który już niedługo się zaopatrzymy zamiast automatycznego expresu. Myśl o dobrej
kawie w sobotni poranek jest wielce kusząca.
Dodatkowym plusem parzenia kawy, który na pewno docenią wszystkie
kobiety są.... fusy. Zamiast je wyrzucać można zrobić z nich domowy,
antycellulitowy peeling pod prysznic :)
Wystarczy ostudzić i dodać trochę oliwy z oliwek dla mazistej konsystencji. U
mnie w łazience już stoi słoiczek z takim kosmetykiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz