poniedziałek, 10 września 2012

Do trzech razy sztuka - Bombonierka

    W lokalu przy ulicy Meiselsa 24 byliśmy nie raz. Knajpka, która na początku miała tam swoją siedzibę nazywała się No-Bo a w jej karcie można było znaleźć dania serwowane wg diety Dr. Dukana. Ja, swego czasu, bardzo lubiłam się tam stołować, gdyż moje zamiłowanie do jadania na mieście szło idealnie w parze z dietą. Niestety, pewnego dnia lokal zamknięto, co prawie doprowadziło mnie do płaczu. Po paru miesiącach remontu poszliśmy sprawdzić czy No-Bo nadal istnieje, jednak zamiast zielonego wystroju zastaliśmy elementy dekoracji żywcem przeniesione z Momentu lub Novej. Nawet fakt, że Nova i Moment to moje ulubione, jak dotychczas, restauracje w Krakowie nie zmniejszył mojego zdziwienia, gdy tam weszłam. Zastanawiałam się wtedy dlaczego na Kazimierzu, w takim bliskim sąsiedztwie, powstaje kolejna restauracja w tym samym klimacie. Okazało się, że nie tylko mi nie było to w smak. Nawet nie zdążyłam zauważyć jak kolejny raz lokal przy Meiselsa 24 zmienił charakter. Do trzech razy sztuka! Teraz knajpka nazywa się Bombonierka i właśnie o niej napiszę w tym poście.
   Do Bombonierki można wybrać się by posmakować dań kuchni polskiej. W menu jest schabowy z ziemniakami i kapustką zasmażaną. Jest golonka z dodatkami i piwem. Jest  kaczka nadziewana jabłkami z majerankiem i cebulą lub zrazy zawijane po staropolsku. Obok tym podobnych dań można wybrać jeszcze jedną z licznych sałatek lub makaron. Wszystko w cenie około 20/30 zł. Jednak prawdziwym atutem restauracji jest jej wystrój. Architekt wnętrz zatrudniony przez właściciela wykonał tutaj kawał dobrej roboty, gdyż restauracja w tej trzeciej z kolei odsłonie podoba mi się najbardziej. Na ścianach wirują kwieciste spódnice tancerek ludowych, pod sufitem zawisły ludowe wycinanki, lampy przyozdobione są ludową koronką a na stołach rolę dekoracji pełnią serwety z ludowymi motywami. Tak urządzone wnętrze na pewno zachwyci turystów i wszystkich tych, którzy kochają Kraków.
   Wracając do jedzenia, które serwuje lokal chciałam napisać o naszym wyborze. Ja z początku chciałam skusić się na kotleta schabowego, jednak ostatecznie wybrałam filet z kurczaka, nadziewany mozzarellą i suszonymi pomidorami (tak bardziej "z włoska" :). Natomiast A. poszedł "po bandzie" i zamówił golonkę z dodatkami. To już któryś raz, jak blogujemy o golonce, więc nie muszę mówić, że A. powoli zaczyna przeradzać się w fana tego dania. Może to przychodzi razem z wiekiem :).
   Zaraz po złożeniu zamówienia, pani kelnerka podała nam przystawkę. Na małym talerzyku dostaliśmy kawałek domowego pasztetu, odrobinę konfitury i kromkę pieczywa francuskiego. Już po pierwszym kęsie zakochałam się w konfiturze. Jej smak wyraźnie wskazywał na obecność buraków, jednak gdy zapytałam kelnerkę o skład, powiedziała, że konfitura jest z żurawiny. Czy żurawina tak dobrze smakuje z burakami? Otóż i pytanie !!!
    Zauroczona przystawką, czekałam na danie główne. Mój filet i golonka zamówiona przez A. wyglądały bardzo smakowicie. Po spróbowaniu okazały się również bardzo dobre.
    Gdy zjedliśmy dania, pani kelnerka podeszła do nas z wielkim słojem, po brzegi wypełnionym czekoladowymi pomadkami. Poczęstowaliśmy się i wtedy już wiedzieliśmy dlaczego restauracja nosi nazwę Bombonierka :)
























       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz