Hamsa Hummus & Happiness Israeli Restobar to nazwa restauracji,
którą odwiedziliśmy w miniony weekend. Lokal serwuje dania kuchni
bliskowschodniej choć długość jego nazwy mogłaby sugerować powiązania z
brazylijskimi telenowelami. Ale nic z tych rzeczy... Hamsa to restauracja
izraelska, która, jak można się domyślić, mieści się na Kazimierzu. Dokładnie na
ulicy Szerokiej 2. A otwarła się tam dość niedawno i od razu zyskała duży
rozgłos. Raz, Pan Nowicki już tam był i oceniał. Dwa, facebookowa propaganda
zadziałała. Ja specjalnie ominęłam ten czas szumu i hałasu wokół otwarcia Hamsy,
choć to oni kliknęli nasze “Lubię to” jako pierwsi. Teraz, gdy Hamsa ma już
prawie 3000 “lików” a my o 10x mniej postanowiłam pójść, zobaczyć jak to tam
jest.
Przed wejściem do lokalu, w głowie, miałam tylko wielką, niebieską rękę
Fatimy, którą właściciele wybrali na symbol swojej restauracji by reprezentowała
ich we wszelakich mediach. Wiem, że jest to też symbol szczęścia a happiness
ma towarzyszyć humusowi w izraelskim restobarze. Zupełnie, też, nie spodziewałam
się, że Hamsa będzie położona na samym końcu Szerokiej. Jakoś zakodowałam, że
wszystkie tamtejsze knajpy muszą się mieścić na bocznych ścianach ulicy.
Po wejściu zaskoczyło mnie, że lokal jest bardzo przyjazny tj. nie
musisz się spinać i zastanawiać się czy twój ubiór i fryzura są odpowiednie do
panującej aury. Dlaczego o tym wspominam? Mam wrażenie, że restauracje serwujące
kuchnię żydowską w tych okolicach Kazimierza są bardzo eleganckie i drogie. Nie
mówię, że to źle. Mówię tylko, że jak do tej pory to wyobrażenie zniechęcało
mnie do prób poznania smaków Izraela. W Hamsie od razu poczułam się swobodnie.
Nawet do tego stopnia, że nie zważając na zaciekawione spojrzenia innych gości
robiłam zdjęcia z każdego możliwego kąta pomieszczenia.
Całe szczęście, że przyszliśmy dość wcześnie jak na kolację bo był
jeszcze wolny stolik. Usiedliśmy i zaczęliśmy czytać menu. Z początku nie bardzo
wiedziałam na co mam ochotę ale kelner okazał się bardzo pomocny i podsunął nam
pewne pomysły. Zaczęliśmy od zamówienia mezze tj. past do chleba podawanych jako
przystawki. Zamówiliśmy zestaw dla dwojga (29zł), z trzema rodzajami mezze do
wyboru. Nasz wybór padł na hummus z dodatkiem prażonych orzechów pinii i
soczystym granatem, domowy biały ser na bazie jogurtu naturalnego i jogurtu
koziego oraz dip z opiekanego nad ogniem bakłażana, sezamowej pasty tahini,
czosnku i kolendry. Wszystkie te pasty zostały podane na pięknym zestawie
miseczek w kształcie ręki Fatimy z pieczywem pita, laffa i manakish oraz z
ogóreczkami konserwowymi, nieostrą, zieloną papryką konserwową oraz
niedrylowanymi oliwkami (gdyż niedrylowane podaje się zazwyczaj na bliskim
wschodzie). Dość uważnie smakowałam szczególnie hummus, gdyż chciałam porównać
doznania smakowe jakie oferował z innym hummusem, jedynym jaki do tej pory
jadłam. Muszę powiedzieć, że ten w Hamsie był dużo grubiej przetarty, w
pierwszym posmaku lekko kwaskowy a później zdecydowanie mniej czosnkowy. Także
wyraźniej dało się odczuć w nim samą ciecierzycę co czyniło go mniej
uzależniającym od rywala. Za to pasta z bakłażanu była bardzo dobra, czosnkowa
i zdecydowanie najbardziej wyrazista ze wszystkich trzech mezze. Po takiej
przystawce mocno się rozochociliśmy i zamówiliśmy dania główne (i kolejny
kieliszek wina dla mnie).
Do tej pory był już hummus i było również happiness. Czekaliśmy na
dania główne, jagnięcinę duszoną w słodko-pikantnym sosie z dodatkiem moreli,
kardamonu, cynamonu podawaną z cynamonowym kuskusem z rodzynkami (37zł) oraz
Izraelski Szaszłyk czyli grillowane mięso wołowe podawane z chlebem laffa i
sałatką izraelską (33zł) a wokoło panowała bardzo przyjemna aura. Sala była
wypełniona gośćmi po brzegi. W powietrzu unosiły się przeróżne, pyszne
aromaty. Gdy kelner podał nam talerze wszystko wyglądało pięknie. Moje danie,
tj. jagnięcina smakowało również bardzo dobrze. Mięso miało tylko lekki posmak
charakterystyczny dla baraniny czym zdobyło moje uznanie. Dodatkowo, gdy
natrafiałam na rodzynkę lub ziarno anyżu ukryte w kuskusie czułam orient.
Niestety danie A. nie było tak udane jak moje. Jego szaszłyk był hmmm....
gumowy. Gdy poprosiliśmy kelnera o wyjaśnienie dowiedzieliśmy się, że jest to
normalne w przypadku mięsa z krów skandynawskich i że goście często zwracają na
to uwagę. Trochę szkoda bo tak wspaniale rozpoczęta kolacja straciła wtedy na
wspaniałości. No cóż... trzeba było dokończyć danie na tyle, ile się dało jednak
ja zastanawiam się po co serwować mięso, które jest jakościowe ale po prostu
niedobre?
Szkoda, że nie spróbowaliście deserów. Są boskie i w smaku jakiego nigdzie się nie znajdzie. Jeśli Hamsa to na Mezze i ciasta. Dania są mocno średnie :(
OdpowiedzUsuńMarta
A ja byłam nawet przed Panem Nowickim i oceniłam, ha! ;)
OdpowiedzUsuń"Teraz, gdy Hamsa ma już prawie 3000 “like'ów” a my o 10x mniej postanowiłam pójść" i napisać sponsorowany tekst bo się będzie opłacało gdy opublikują na fejsie linka, nie? sprytnie ^^
OdpowiedzUsuńNiestety nie tak bardzo jak pójście rano do pracy :(
UsuńHamsa jest restobarem izraelskim, więc to raczej dłoń Miriam - nie Fatimy ;) Lekki miszmasz kulturowy się robi ;)
OdpowiedzUsuń