Kolejny raz mam spore wątpliwości, czy zamieszczać swoją opinię o
knajpce, czy nie. Jest mi również trochę przykro bo od samego początku byłam
bardzo pozytywnie nastawiona. Niecierpliwie czekałam na dobrą okazję by chwycić aparat,
spotkać się ze znajomymi i zjeść coś dobrego w tym właśnie miejscu, jakim jest restauracja japońska Kura Noodle shop & more, która przeniosła się z
Kazimierza na Podgórze, na ulicę Józefińską.
O przeprowadzce Kury dowiedziałam się na pierwszej edycji Foodstocka w
zabłockiej Fabryce. Tam też próbowałam nieziemskiego kurczaka teriyaki, który
sprawił, że bardzo chciałam Kurę odwiedzić. W końcu nadarzyła się dobra okazja.
Byliśmy umówieni ze znajomymi, z Facebooka Kury dowiedziałam się o promocji
rolek sushi (2 w cenie 1) więc czego jeszcze chcieć? Ruszyliśmy!
Mając w pamięci wszystkie reklamy i zdjęcia restauracji, które
przeglądałam weszliśmy do środka. Wystrój pierwszej sali rzeczywiście okazał się
bardzo przyjemny. Drewniane stoliki, kominek, kredowa tablica z menu i ceglana
ściana przypomniały mi klimatem nasze mieszkanie. Szczególnie, że wyglądało na
to, że meble dla Kury zrobili nasi dobrzy znajomi z Drewniano.com. W drugiej
sali restauracji panował nieco inny klimat. Tu, po ściągnięciu butów, można było
siąść przy niziutkich stolikach, po turecku. Nigdy nie jadłam posiłku w takiej
pozycji, towarzyszący mi bliscy również nie, więc bez wahania zajęliśmy miękkie
pufy. Gdy, po chwili, wszyscy zechcieliśmy się oprzeć podano nam specjalnie do tego przeznaczone beznogie krzesła.
Przeglądając kartę nie znaleźliśmy wyboru rolek dlatego kelnerka
zaproponowała, że poprosi do nas Sushi Mastera. Z karty, za to, wybraliśmy klasyczny ramen (22zł)
oraz pierożki gyoza z krewetką (9zł). Gdy Sushi Master, młody, dość nieśmiały, jak na mój gust,
mężczyzna pojawił się przy naszym stoliku daliśmy mu znać, że jest między nami
kobieta w ciąży więc nie chcemy żadnych surowych ryb. Nie jesteśmy znawcami
sushi i od Sushi Mastera oczekiwałabym zaproponowania odpowiedniego dla nas
zestawu, podania ceny i innych przydatnych informacji. Zamiast tego
usłyszeliśmy, że dostaniemy około 40-ści kawałków do podziału na 4-ry osoby oraz że się “coś wymyśli”. Trochę mnie to zestresowało, gdyż zupełnie nie
wiedzieliśmy co będziemy jeść ani ile za to zapłacimy.
Po zamówieniu kelnerka podała nam przystawkę, duży krążek ogórka
przyozdobiony różowym, dużym kawiorem. Zupełnie nie wiem co stoi za takim
zestawieniem ale jak dla mnie jest ono zupełnie nietrafione. Twardy ogórek
zupełnie nie gra z miękkim kawiorem, którego nie można nawet w porę
przegryźć.
Pierwszymi daniami, jakie trafiły na nasz stolik, były ramen oraz
pierożki. Panowie szybko się nimi zajęli i chwalili sobie ten wybór. Zaraz potem
na stoliku wylądowała wielka taca z rolkami. Niestety kelnerka zapomniała podać
nam talerze więc musiałam się o nie upomnieć. Rolki wyglądały pięknie ale dalej
nie widzieliśmy co jest w ich środku. Kolejny raz musiałam się upomnieć o
jakąkolwiek informację. Sushi Master podał nam kilka dziwnych nazw. Jak już
wspominałam wyżej, nie jesteśmy znawcami dlatego oryginalne nazwy nic nam nie
mówiły. Za to w tonie głosu moich znajomych, proszących o wyjaśnienie nazw “po
polsku”, wyczułam pewną irytację. Nie dziwiłam się ale zaczęłam żałować, że to
moim pomysłem był wybór restauracji.
Z wyjaśnień podanych przez Sushi Mastera wynikało, że większość rolek,
jakie dostaliśmy była całkowicie wegetariańska, bez żadnych rybnych dodatków.
Rolka z krewetką, za to, była posypana kawiorem więc nasza ciężarna nie mogła
jej tknąć. Nie wiem która część naszej instrukcji była niezrozumiała bo wyraźnie
prosiliśmy o rybę grillowaną zamiast surowizny.
Jedynym ciekawym doświadczeniem, które przyniosło mi smakowanie sushi
w restauracji Kura było to, że jadłam rolkę zrobioną z ogórka. Była ona bardzo
zaskakująca i całkiem smaczna.
Na szczęście rachunek za to nasze rozczarowanie nie przyszedł zbyt
duży. Obiecana promocja obowiązywała. Muszę jednak przyznać, że zaraz po wyjściu
przenieśliśmy się w inne miejsce, gdzie tarta z malinami i białą czekoladą nigdy
nie zawodzi...
nie bronię Kury, ale nie rozumiem pójścia na sushi (głównie w Polsce znanego jako "ryżu z glonem i surową rybą") z ciężarną koleżanką. chociaż z drugiej strony, wszystkie restauracje powinny mieć opcje dla każdego stanu kulinarnego. wciąż, nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńsushi w większości zawiera dodatek surowych ryb lub owoców morza, dlatego nie rozumiem waszego wyboru (restauracji) i zdziwienia.
OdpowiedzUsuńale jaja.poszliscie na sushi prosząc aby było bez surowych ryb, naprawdę? no naprawdę??
OdpowiedzUsuńrównież nie wydaje mi się żeby domaganie się tłumaczenia japońskich nazw(i nazywanie ich dziwnymi!)
było szczególnie rzeczowym zajęciem. może wytłumaczenie z czego się składają już bardziej..
dajecie popalić , naprawdę:)
Hmm... To może zacznę tak: jeżeli chcecie dostać PRAWDZIWE jedzenie japońskie - KURA jak najbardziej. Jeżeli szukacie kuchni fusion, to nie jest miejsce dla Was. Sushi wegetariańskie, bez ryby? Bez ikury, bez tobiko? No proszę...
OdpowiedzUsuńA jeżeli chodzi o Pana Kubę-sushimastera Kurowego... Wątpię aby ktoś w Krakowie dorównywał mu umiejętnościami i kunsztem w tej dziedzinie. Z niejednego stołu już jadłem nigiri, łącznie z japońskimi stołami i uwierzcie mi, wiem co piszę.
Pozdrawiam zarówno autorów jak i Kurę.
Aha! Byłbym zapomniał - ogórek z ikurą jest bardzo znaną przystawką podawaną w wielu knajpach japońskich, przede wszystkim w Japonii. I dlatego jest tak popularna, ponieważ doskonale łączy się niej dewiza smaków tejże kuchni:)