sobota, 23 lutego 2013

Egzotyka lat 70tych - Palmiarnia Zielonogórska

     Po wszystkich atrakcjach jakie zaoferowało nam ostatnio krakowskie Zabłocie przenieśmy się na chwilę do innego polskiego miasta, do Zielonej Góry. Byliśmy tam ostatnio w interesach, a że blogujemy pod nazwą “365 knajp dookoła świata” grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i nie zrobić reportażu z najsłynniejszej knajpy w mieście – Zielonogórskiej Palmiarni. Może rodowici Zielonogórzanie nie zgodzą się ze mną co do statusu, który nadałam Palmiarni ale ja nigdy tak często nie słyszałam o żadnym innym miejscu w Zielonej Górze i żadnego innego miejsca tak często nie odwiedzałam. A byłam tam chyba ze trzy razy, ostatnio około 5 lat temu.
    Palmiarnia, jak sama nazwa wskazuje, jest gigantyczną szklarnią, w której rosną przeróżne egzotyczne rośliny włączając w to, oczywiście, wielkie i rozłożyste palmy. Między pniami drzew, klombami krzewów i akwariami z egzotycznymi rybami stoją stoliki dla gości. W tym temacie nic się nie zmieniło od czasu założenia restauracji w 1961 roku (52 lata temu). Byłam bardzo ciekawa czy Palmiarnia nadal trwa w archaicznej gastronomicznej przeszłości podając kawę w szklance na spodeczku jak to miało miejsce przy okazji mojej ostatniej tam wizyty.
    Gdy weszliśmy do środka okazało się, że najbardziej atrakcyjna część lokalu jest zarezerwowana na imprezę zamkniętą a dostępne stoliki stoją zaraz obok baru pod betonowym tarasem. No szkoda... usiedliśmy przy najmilej położonym z dostępnych stolików a kelner podał nam menu. W tym momencie byłam bardzo mile zaskoczona bo stare menu w formie albumu z wydrukami włożonymi w brudne koszulki zostało zastąpione nowoczesną, fioletową kartą dań. Po jej otwarciu mogłam wybierać między takimi daniami jak: stek z polędwicy wołowej (71zł), grillowany schab z dzika (64zł), stek z halibuta (48zł), grillowana polędwica z tuńczyka (63zł). Obok tych wykwintnych dań do wyboru były jeszcze przystawki, zupy, sałatki i desery. Ciekawa pozycją w menu była również sekcja “nasza kulinarna historia” gdzie dania takie jak zupa pomidorowa z wkładką oraz kotlet mielony z ziemniakami i buraczkami są podawane na oryginalnej zastawie z lat 70tych.
    Jak tylko zobaczyłam te pozycję wiedziałam, że tradycji musi się stać za dość i PRLowski klimat musi do mnie wrócić. Zażartowałam nawet z kelnerem, że jeśli przyniesie mi uszczerbione talerze to będę w siódmym niebie. I byłam bo charakterystyczna zaokrąglona na brzegach mleczna porcelana była pięknie ubita :)
    Podzieliliśmy się zestawem rodem z PRLu z A.. Ja dostałam zupkę pomidorową (12zł) a A. kotleta mielonego (29zł). Dwóch naszych zacnych kompanów postanowiło podzielić się talerzem grillowanych mięs (62zł). Wszystko było bardzo smaczne i ładnie podane. Jedyne zastrzeżenie kieruję do ilości tymianku użytego do przyprawienia mięs. Ja skosztowałam jedynie kęsa mięsa i jedną małą grillowaną pieczarkę a tymiankowy posmak towarzyszył mi przez długi czas. Ci, którzy jedli to danie jako główne czuli tymianek jeszcze dłużej. Ponoć kucharzowi “się sypnęło”. Wierzymy.






















 

1 komentarz:

  1. Mirak i Jacek jako knajpiani celebryci na 365knajp! Chciałabym dołączyć kiedyś ... :)

    OdpowiedzUsuń