Plan na śniadanie w sobotę był zupełnie inny. W wolny od
pracy dzień mieliśmy wstać późno i pójść na przyjemny spacer a drodze wpaść do
nowego miejsca na poranny posiłek. Wszystko układało się po naszej myśli do
czasu kiedy dotarliśmy do celu, małej francuskiej restauracji w okolicach rynku.
Zachwyceni zapachem świeżo wypieczonych
francuskich croissantów usiedliśmy przy pierwszym wolnym stoliku. Humory
poprawiał nam dodatkowo fakt, że stolik ten był idealnym miejscem do robienia
zdjęć ze względu na bliskość półek z francuskimi specjałami w słoiczkach,
słojach i butelkach sprzedawanych smakoszom.
Lecz po paru sekundach siedzenia przy wymarzonym stoliku czar chwili prysł. W momencie podeszła do nas kelnerka i w obcym języku zwróciła nam uwagę, że stolik nie jest wolny. Jak to nie jest wolny? Przecież nie ma na nim wystawionej żadnej informacji, żadnej karteczki z napisem „rezerwacja”. Nic! No cóż...
Okazało się, że w tym samym co my momencie do małej restauracyjki wkroczyła wieloosobowa rodzina i ekonomiczniej było posadzić ją przy miłym stoliku, który my wybraliśmy do dokumentowania francuskiego śniadania. Zdegustowani wyszliśmy z lokalu. To właśnie zdarzenie pokrzyżowało nam plany na sobotni poranek. Jednak jeśli nie tam, to gdzie zjemy śniadanie?
Rynek i jego ogródki nie wydały się nam godnym miejscem. W weekend tłumy turystów, dorożki konne emitujące zapach, który w połączeniu w gorącym powietrzem nie sprzyjał jedzeniu, tabuny gołębi. Skierowaliśmy nasze kroki w kierunku placu Szczepańskiego. W jego pobliżu jest miejsce, które nadało się na idealnie na śniadanie i uchroniło nasz dzień od spisania na straty. Bo przecież wiadomo jak śniadanie jest ważne i jak bez dobrego śniadania cały dzień pozostaje marny.
Miejscem, które w tak doniosły sposób opisuję jest Bunkier Cafe. Lokal położony w budynku galerii sztuki nazwanej Bunkrem Sztuki. Wieczorami można podobno tam spotkać cały świat. Wieczorami nie da się tam znaleźć wolnego stolika. Wieczorami cudownie jest się tam napić piwka lub jednej z wielu pysznych odmian herbaty (polecam tą z czerwonej pomarańczy). Rano jest tam dokładnie tak samo.
Wolny stolik znaleźliśmy chyba tylko przez przypadek. Była już prawie 13sta ale pani kelnerka nie odmówiła nam dwóch śniadań po polsku z szynką, serem żółtym i tradycyjnymi warzywami tj. pomidorem i ogórkiem. Co prawda nie były to pachnące croissanty ale przynajmniej zjedliśmy śniadanie ze smakiem. Już teraz (w poniedziałek) mogę zdradzić, że wróciliśmy do felernej francuskiej restauracji z aparatem. Tym razem udało się nam co nieco udokumentować. Relacja w następnym poście.
Lecz po paru sekundach siedzenia przy wymarzonym stoliku czar chwili prysł. W momencie podeszła do nas kelnerka i w obcym języku zwróciła nam uwagę, że stolik nie jest wolny. Jak to nie jest wolny? Przecież nie ma na nim wystawionej żadnej informacji, żadnej karteczki z napisem „rezerwacja”. Nic! No cóż...
Okazało się, że w tym samym co my momencie do małej restauracyjki wkroczyła wieloosobowa rodzina i ekonomiczniej było posadzić ją przy miłym stoliku, który my wybraliśmy do dokumentowania francuskiego śniadania. Zdegustowani wyszliśmy z lokalu. To właśnie zdarzenie pokrzyżowało nam plany na sobotni poranek. Jednak jeśli nie tam, to gdzie zjemy śniadanie?
Rynek i jego ogródki nie wydały się nam godnym miejscem. W weekend tłumy turystów, dorożki konne emitujące zapach, który w połączeniu w gorącym powietrzem nie sprzyjał jedzeniu, tabuny gołębi. Skierowaliśmy nasze kroki w kierunku placu Szczepańskiego. W jego pobliżu jest miejsce, które nadało się na idealnie na śniadanie i uchroniło nasz dzień od spisania na straty. Bo przecież wiadomo jak śniadanie jest ważne i jak bez dobrego śniadania cały dzień pozostaje marny.
Miejscem, które w tak doniosły sposób opisuję jest Bunkier Cafe. Lokal położony w budynku galerii sztuki nazwanej Bunkrem Sztuki. Wieczorami można podobno tam spotkać cały świat. Wieczorami nie da się tam znaleźć wolnego stolika. Wieczorami cudownie jest się tam napić piwka lub jednej z wielu pysznych odmian herbaty (polecam tą z czerwonej pomarańczy). Rano jest tam dokładnie tak samo.
Wolny stolik znaleźliśmy chyba tylko przez przypadek. Była już prawie 13sta ale pani kelnerka nie odmówiła nam dwóch śniadań po polsku z szynką, serem żółtym i tradycyjnymi warzywami tj. pomidorem i ogórkiem. Co prawda nie były to pachnące croissanty ale przynajmniej zjedliśmy śniadanie ze smakiem. Już teraz (w poniedziałek) mogę zdradzić, że wróciliśmy do felernej francuskiej restauracji z aparatem. Tym razem udało się nam co nieco udokumentować. Relacja w następnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz