piątek, 3 maja 2013

Opowieść o idealnej majówce - Grill na miasteczku studenckim

     Pogoda w majówkę jaka jest każdy widzi. Miasto jakby wymarło. W Momencie, gdzie byliśmy na śniadaniu, było może z 5 osób, nie licząc oczywiście kelnerów i barmanów. Do tego wszystkiego nasi sąsiedzi jak na złość postanowili właśnie w te parę dni wolnych od pracy przeprowadzać najcięższe remonty. Coś jest nie tak z tą majówką... A mieliśmy w pełnym słońcu otwierać wszelkie możliwe sezony: rowerowy, rolkowy i przede wszystkim grillowy! Nic z tego, przynajmniej nie na razie...
    Mogę jedynie przenieść się pamięcią do poprzedniej majówki, która była dość niezwykła. Niezwykła ze względu na to, że po raz pierwszy byłam ze znajomymi na grillu na miasteczku studenckim. Doskonale pamiętam ciepłe dni tamtej majówki. Mieszkaliśmy jeszcze wtedy na ul. Monte Cassino. Kiedy spacerowałam wieczorami nawet przy rondzie Grunwaldzkim dało się wyczuć zapach dymu z grilla. Nie wiadomo czy z miasteczka studenckiego, czy z Zakrzówka. Doświadczenie grillowania na placu pomiędzy akademikami było dla mnie bardzo zaskakujące. Na małej przestrzeni stłoczeni byli ludzie siedzący przy małych, dymiących grillikach zapełnionych po brzegi kiełbaskami, karkówką i chlebem. Żeby rozłożyć swój koc i grill trzeba było poszukać miejsca bo każdy skrawek wolnej trawy był okupowany przez brać studencką. Wszyscy w bardzo dobrych nastrojach, bo przecież wiadomo, że miasteczko studenckie rządzi się swoimi prawami i niektóre z praw miejskich tam nie obowiązują. Zastanawiałam się dlaczego dopiero po studiach trafiłam tu na grilla i wymyśliłam, że mogło to mieć związek z tym, że swoje losy splotłam ze studentem Politechniki a nie AGH.
    Wracając do opowieści o idealnej majówce przypominam sobie to, że kolejne mięsiwa lądowały na grillu i zanim były gotowe grupa około 10ciu znajomych zdążała ponownie zgłodnieć. Mogliśmy tak jeść bez końca. Impreza odbywała się na stojąco lub w niewygodnej pozycji siedzącej na kocu. Wartę przy grillu obejmowali kolejno samozwańczy kucharze. Kolejne puszki po złocistym, gazowanym napoju lądowały zgniecione na trawie ale nie, żeby zaśmiecić plac, o nie... lądowały po to, żeby zbieracze mogli dodać je do kolekcji puszek, które taszczyli ze sobą w wielkich, niebieskich workach na śmieci. Zdarzyła się również i osoba, której zaschło w gardle od tej pracy zbieracza więc poratowaliśmy ją pełną, a nie zgniecioną, puszką i upieczoną kiełbaską.
    Przyjaźnie przy takim malutkim grillu były zawierane z łatwością. Opowieści o życiu, problemach i trudach życia studenckiego znajdowały swoje happy endy. Wszyscy wokoło byli uśmiechnięci, skorzy do rozmowy, chętni do toastów i niezważający na późne godziny nocne.
    W tym roku to co innego. Nawet w ostatnie wieczory kwietnia, bardzo ciepłe i przyjemne, miasteczko studenckie świeciło pustkami. Większość znajomych miała inne plany. Poszliśmy w małej grupce i choć udało się nam pożyczyć grilla, upiec po kiełbasce i zrobić parę zdjęć nie oddają one zeszłorocznego klimatu. Szkoda... Do tego teraz ciągle pada, wieje i jest zimno... Coś jest nie tak z tą majówką...
















 

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że pogoda chociaż na juwenalia będzie dobra! I grill na miasteczku będzie możliwy! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspomnienia majówek na miasteczku studenckim, kiedy to było...

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój wpis zmusił mnie do wspomnień, ale jakże miłych ;) grill na miasteczku z pewnością należy do tych niezapomnianych chwil :) Choć następnego dnia pamiętałam jakże niewiele z owej nocy ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Tegoroczna majówka się nie liczy, pogoda ostatnio lubi płatać nam figle. Nie pozostaje nic innego tylko czekać z nadzieją na ciepłe wieczory, kiedy wreszcie będzie można nadrobić grillowanie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Majówka ojoj! Z sentymentem wspominam te studenckie czasy, kiedy zbierało się grill, naczynia jednorazowe przed akademik i robiliśmy grill przed sesją letnią :-)

    OdpowiedzUsuń