Ktoś ostatnio
trafnie stwierdził, że nasz blog nosi nazwę : w 365 knajp dookoła ŚWIATA. I choć
działamy przeważnie w Krakowie wzięłam sobie ten filozoficzny wywód do serca.
Tym razem odwiedziliśmy miejsce, gdzie serwowany jest najlepszy czekoladowy
deser na świecie. Austrię, Wiedeń, Restaurację Sacher w Hotelu Sacher.
Powiem
szczerze, że nie był to jedyny i najważniejszy cel naszej podróży do Wiednia.
Tak na prawdę mamy taką małą tradycję, gdyż już po raz trzeci, w okolicach 11-go
listopada, odwiedzamy dobrych przyjaciół, którzy właśnie w Wiedniu wiodą swoje
szczęśliwe, małżeńskie życie. Tak więc w tym pięknym, dużym mieście gościliśmy
już nie po raz pierwszy jednak po raz pierwszy udało się nam
skosztować oryginalnego tortu Sacher'a.
Za każdym
razem, kiedy byliśmy w Wiedniu Sachertorte był obowiązkowym punktem na naszej
trasie zwiedzania. Jednak zawsze kolejka do restauracji okazywała się nie do
przetrzymania. Ludzie tłoczyli się, nierzadko na zewnątrz, poza restauracją, by
dostać "przydział" na stolik. W Krakowie jedyną kolejką jaką jestem w stanie, od
czasu do czasu, znieść jest kolejka po lody na ul.
Starowiślnej. Każdą inną kolejkę omijam szerokim
łukiem. Nienawidzę stać w kolejkach po ciuchy. Gdy widzię ludzi tłoczących się
do kasy po prostu nie kupuję, nawet jeśli ciuch leży nieskazitelnie. Nie stoję w
kolejkach w supermarketach. Ustawiam wtedy mojego A. a sama biegam jeszcze
dobierając zapomniane artykuły. Nie wyobrażam sobie stania w kolejce oczekującej
na wolny stolik w lokalu. Jeśli tak się zdarza rezygnuję i idę gdzie indziej.
Ale tu, w Wiedniu, gra toczyła się o Sachertorte. Oryginalny, czekoladowy
torcik, przełożony masą morelową, którego receptura jest pilnie strzeżoną
tajemnicą od przynajmniej 50-ciu lat. Strzeże jej posiadacz prawa do oryginalnej
nazwy – Hotel Sacher w Wiedniu.
Podchodząc do
kolejki po raz trzeci w życiu miałam wszystko powyższe na uwadze. Z godnością
ustawiłam się za innymi oczekującymi. Na szczęście całe zamieszanie nie trwało
bardzo długo, bo po około 15-stu minutach miła kelnerka wskazała nam obojgu
dwuosobowy stolik na samym końcu sali dla gości.
Podano nam
kartę choć tak na prawdę wcale nie musieliśmy jej przeglądać. Z góry wiadomo
było, że zamówimy dwa kawałki tortu Sacher oraz dwie kawy cappuccino, by
uprzyjemnić sobie popołudnie. Jedynym szczegółem, którego mogliśmy się
doszukiwać w karcie była cena za te przyjemności. Jeden kawałek czekoladowego
smakołyku to koszt 4,90 euro, cappuccino to kolejne 4,60 euro. W sumie 19 euro
na dwie osoby. Ale raz się żyje. Oryginalny tort Sacher'a na pewno jest wart
swojej ceny.
Nie zdążyłam
jeszcze wymówić zamówienia a dwa talerzyki z kawałkami tortu pojawiły się na
naszym stoliku. Był to pierwszy raz w moim życiu, kiedy główne zamówienie podano
przed napojami. Dopiero później zorientowałam się, że talerzyki z
pokrojonymi kawałkami Sachertortu wyłożone są na wielkim blacie obok baru
by można je było szybko podać gościom. W końcu to właśnie dla tego specjału
wszyscy gromadzą się w tym miejscu. Przygotowanie cappuccino na pewno nie było
szybsze od zagarnięcia dwóch "gotowców" i podania ich na stolik.
Muszę
przyznać, że wszystko to, co opisałam wyżej sprzyjało atmosferze pośpiechu. My,
jednak, nie daliśmy się zwariować. Na prawdę delektowaliśmy się torcikiem, kawą
i słynnym miejscem. Długo też siedzieliśmy i rozmawialiśmy o Wiedniu, blogu,
deserach i takich tam sprawach. Niestety kolejni goście nie mogli liczyć na
szybkie zajęcie naszego stolika i musieli się tłoczyć w kolejce. Ale co tam,
ważne, że my mogliśmy skosztować najpyszniejszego deseru czekoladowego na
świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz