wtorek, 6 listopada 2012

Coś innego lecz słodkiego - Czuły Barbarzyńca

    Od czego by tu zacząć?
    Może od tego, że w jesienny, słoneczny poranek spacerowaliśmy sobie bulwarami wiślanymi tuż przy Wawelu. Było na prawdę pięknie. Przez chwilę nawet czuliśmy się jak turyści bo nasz aparat towarzyszył nam w spacerze.  A nie był to zwykły spacer. Nasze kroki kierowaliśmy w stronę miejsca, gdzie mieliśmy nadzieję dostać poranną, energetyzującą kawę. Miejsca, które łączy w sobie księgarnię i klub. Do Czułego Barbarzyńcy.
    To był drugi raz jak o poranku odwiedzaliśmy Barbarzyńcę. Za pierwszym razem z pustymi żołądkami chcieliśmy spróbować Czułego śniadania. Wtedy okazało się, że Czułych śniadań Barbarzyńca nie serwuje a dużym kawałkiem słodkiego ciasta, które jako jedyne było w ofercie, nie chcieliśmy zaczynać dnia (coś nas wtedy tknęło :). Teraz, gdy posileni domowym śniadaniem złożonym z jajecznicy wybraliśmy się tylko na kawę i rzeczone ciastko, zobaczyliśmy na tablicy menu  pozycję: kanapki. Okazuje się, że menu śniadaniowe serwowane jest od niedawna więc będzie jeszcze nie jedna okazja do spróbowania.
    Wybierając się tylko na kawę i coś słodkiego wiedziałam, że będzie to osobliwa wizyta, poświęcona nie tylko próbowaniu, kosztowaniu i smakowaniu. W końcu Czuły Barbarzyńca to na pierwszym miejscu księgarnia, dopiero potem klub.
    Po zamówieniu wybraliśmy stolik tuż przy oknie, malutki, z dwoma krzesełkami. Dla czytelniko-smakoszy do dyspozycji są w lokalu jeszcze wygodne, wielkie kanapy. Do dyspozycji są również wielkie, zapełnione po brzegi regały z książkami. Jak na moje oko większość pozycji to poradniki, książki dla dzieci oraz albumy. Ale może ja tylko zobaczyłam  to co chciałam zobaczyć. W każdym razie jako pierwszy w oczy rzucił mi się tytuł "Smak". Czyż nie wspaniale dobrany temat do okazji? Po przekartkowaniu okazało się, że był to poradnik dla odchudzających się, gdzie autor - mistrz zen - namawia do świadomego i uważnego smakowania. To w wielkim skrócie, gdyż nie miałam czasu przeglądać więcej bo inne tytuły kusiły i czekały na oględziny.
    Mój towarzysz w czytaniu porwał za to niewielką książeczkę z legendami krakowskimi. Najbardziej zaciekawiła go legenda o żydowskim weselu. Dość mało znana w porównaniu z tą o Smoku Wawelskim, Lajkoniku czy kopcu Wandy więc czytaliśmy z uwagą.
    Inni odwiedzający księgarnię, z kawami postawionymi na małych stoliczkach przy dużych sofach wydawali się zagłębieni w ciekawe lektury. Dzieci, które obok nas wertowały regały natrafiły nawet na książkę "Jestem dziewczynką". Ich mama nie mogła odmówić takiemu tytułowi.
    Tak jak przeczuwałam część księgarska przejęła większośc mojej relacji ale nie mogę zapominieć o tym, że do dobrej lektury można zamówić coś słodkiego. My zamówiliśmy ciastko owsiane z żurawiną (dość ostatnio modne i często serwowane w kawiarniach) oraz muffina czekoladowego. Cistko zwyczajne ale za to muffin był z wierzchu posmarowany żywą Nutellą i miał w nią wetknięte 4 M&M'sy. To się nazywa homemade!!!
 











 
    
   
     

4 komentarze:

  1. Świetny pomysł na babeczki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyślę ci kilka babek kurierem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli się nie mylę ciasta do Barbarzyńcy są zamawiane z cukierni Vanila z Brzozowej. Ja je uwielbiam, szczególnie tarty owocowe.

    OdpowiedzUsuń