czwartek, 16 sierpnia 2012

Łotwa

    Kolejnym krajem na naszej trasie była Łotwa. Jej stolica, Ryga okazała się wielkim miastem, gdzie zaparkowanie samochodu graniczy z cudem, a jak już uda się zaparkować, godzina postoju kosztuje 1,5 lv, co w przeliczeniu daje około 9zl. Jakoś jednak udało się nam dojechać do centrum. Znaleźliśmy też przyzwoity hotel i po doprowadzeniu się do stanu wyjściowego, wyruszyliśmy na poszukiwanie miejsca, gdzie można zjeść dobrą rybę.  
    Na spacerze złapał nas mocny deszcz, więc ostatecznie nie było czasu na długie poszukiwania. Trafiliśmy do restauracji o nazwie 1221. Ten właśnie lokal przyciągnął nas barwną fasadą budynku, w którym się znajdował.
    Ja poznawałam ten widok z kart przewodnika, lecz kojarzyłam z nim inną nazwę. Jak się okazało, restauracja Alpenrose, niegdyś słynąca z kuchni szwajcarskiej, zmieniła swoją politykę, mianując się restauracją 1221, serwującą dania kuchni lokalnej. W Internecie próbowałam wyszukać, skąd pochodzi taka nazwa, jednak na oficjalnej stronie lokalu (www.1221.lv) nic na ten temat nie znalazłam.
    Restauracja w karcie oferuje duży wybór zup, które w tych rejonach są podobno wielce popularne. Ja zamawiam barszcz (kolejny raz). Jednak tym razem nie z grzybami, lecz z kawałkami wędzonego łososia i jesiotra, podany z kwaśną śmietaną. Na grzyby  w gulaszu z łosia decyduje się A.  
    To właśnie dzięki tym barszczom, tj temu z grzybami, zjedzonemu na Litwie i temu z rybą, zjedzonemu na Łotwie, zaczęła we mnie narastać miłość do zup. Połączenia smakowe obu tych dań można opisać jedynie stwierdzeniem: „niebo w gębie”. Po takim początku kolacji przyszła kolej na to, na co mieliśmy ochotę od samego przekroczenia granicy tj na rybę.
    Zamówiliśmy talerz wędzonych bałtyckich ryb i łotewskich, regionalnych serów. I tak zjedliśmy wędzonego łososia, jesiotra, węgorza i okonia oraz dwa rodzaje sera połączone z lampką domowego, wytrawnego, białego wina.
    Na typowo łotewskie, słodkie specjały przyszedł czas na deser. Ja wyczytałam w przewodniku, że typowym łotewskim deserem jest chleb żytni – rupjmaize i rzeczywiście znalazłam taką pozycję w karcie. Deser okazał się nasiąkniętym jagodowym sosem kawałkiem pieczywa, podanym z bitą śmietaną i owocami leśnymi. Jednym słowem delicje. Im bardziej na północ, tym bardziej smaki kuchni krajów bałtyckich zaczęły mi odpowiadać. Już nie mogłam doczekać się smaku Estonii, więc po gruntownym zwiedzaniu Rygi oraz paru innych ciekawych łotewskich miasteczek, udaliśmy się w dalszą drogę.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz