To już trzy lata jak ja i A.
wzięliśmy ślub. Cztery odkąd się na to zdecydowaliśmy. Z tej okazji, dokładnie
dnia 27go czerwca wybraliśmy się do restauracji, gdzie to wszystko się zaczęło.
Mowa o włoskiej restauracji Da Pietro mieszczącej się w Rynku Głównym.
Do tej
pory nie wiadomo dlaczego akurat tam, przy stoliku na podwyższeniu, znikąd
pojawiły się i pierścionek, i wielka róża. Z tego co pamiętam A. ubrany był w
garnitur, ja w sukieneczkę i świętowaliśmy wtedy 6-stą rocznicę związku.
Wprawny matematyk szybko, w pamięci przeliczy ile już lat trwamy w komitywie.
Mniej wprawny może użyć kalkulatora. W każdym razie dla nas to okrąglutka
rocznica. I tu zakończę opowieści a wrócę do tematyki blogowej.
Restauracja Da
Pietro – wspaniałe miejsce na specjalną okazję. W samym centrum miasta, w
piwnicach kamienicy. Włoska kuchnia, wybór win i deserów. Ceny nieco wyższe niż
standardowe dlatego nie chodzimy tam codziennie. Za to od święta można zaszaleć
i wybrać coś z menu. A w nim dania z ryb, mięsa, pizze i makarony. W każdej z
tych opcji wybór tylko około pięciu pozycji (no może oprócz pizzy). Wydaje się,
że każde danie jest starannie wyselekcjonowane w smaku. Do tego wszystkiego
karta win, gdzie wybór jest o wiele większy. Wina włoskie podzielone są regionami,
z których pochodzą. Tych win jest zdecydowanie najwięcej w karcie. Gdy ktoś woli zamówić wino z innego kraju ma
do wyboru jeszcze wina francuskie, hiszpańskie, te z Nowego Świata i inne. Co
bardzo ciekawe wina produkowane w Polsce również znajdują się na liście. Rozstrzał
cenowy jest wielki. Można zamówić wino za około 60zł za butelkę, można tez poszaleć
za 850zl. Nasz wybór padł na wino
włoskie, białe, wytrawne. Delikatne i idealnie dopasowane do potraw, które
zamawiamy.
Na stole na zakąskę podano nam pastę z ciemnych oliwek, mocno czosnkową,
podaną z ciepłymi bułeczkami. Zaraz potem chłodnik z buraczków z jajkiem,
wybrany z sezonowego menu. Muszę jednak przyznać, że moja mama (!!!) robi lepszy
chłodnik. Ten był zbyt kwaskowy choć jego kolor był wspaniały. Naszymi drugimi
daniami były: łosoś na maśle homarowym podany z ryżem i sałatką
z kopru włoskiego oraz kotleciki cielęce po rzymsku
z szałwią i szynką parmeńską podane z polentą i warzywami.
Wszystko to nazywało się pięknie i tak właśnie smakowało. Na deser nie mieliśmy już
miejsca. Trochę żałuję.
Na koniec
dodam, że mocno zastanawiałabym się kto i po co przychodzi do takiej
restauracji na mecz piłki nożnej ale… okazało się, że w sali, gdzie
siedzieliśmy był telewizor. Na parę minut przed 20:45 cała restauracja
zapełniła się kibicami. Średnia wieku lekko odbiegająca od naszej, nawet jeśli wziąć
pod uwagę nasz staż małżeński.
Zostaliśmy jednak i przy kolejnej butelce wina wykibicowaliśmy zwycięstwo Hiszpanom. Choć może bardziej ja
wykibicowałam bo A. był za Portugalią. W każdym razie był to najbardziej
poshowy mecz, jaki oglądałam w życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz