środa, 2 maja 2012

Ogródkowy Ptaszyl na Szerokiej

   Ptaszyl… nazwa, która odstrasza i to skutecznie… Jednak dojrzałam ją na okładce menu, które podała nam pani kelnerka dopiero gdy już siedzieliśmy na ogródku pewnej knajpki na ul. Szerokiej krakowskiego Kazimierza. Ptaszyl… kojarzy się z czymś ptaszylowym, nawet nie ptasim… co już samo w sobie jest wstrętne (moim i nie tylko moim ;) zdaniem). No nic… byliśmy głodni, spragnieni śniadania w pierwszy w tym roku upalny dzień, z workiem truskawek pod pachą … zostaliśmy…
    Było to pierwsze w tym sezonie śniadanie zjedzone na świeżym, krakowskim powietrzu, w ogródku piwnym, w miłym cieniu rzucanym przez kamienicę. Po widmie ptaszyla zniknął ślad…
    W karcie dań zauważyłam, że można tam spróbować wszystkiego. Są śniadania, sałatki, tradycyjna kuchnia polska, tradycyjna kuchnia żydowska, mięsa, ryby… pizzy chyba nie było… ale za to menu dziecięce i lody tak! Duży wybór – każdy oceni to jak chce – moje śniadanie okazało się smaczne, szczególnie, że dostałam do jajecznicy ciepłe bułeczki.
    Wydawało mi się też, że na ul. Szerokiej, słynnej z Krakowskich Festiwalów Kultury Żydowskiej, ceny sięgają kosmosu ale okazuje się, że jest całkiem zwyczajnie w tym temacie.
    Z ogródka udałam się na chwilkę do środka gdzie restauracja składa się z jednej (chyba, bo nie zapuszczałam się dalej) salki. Domyślam się, że wraz z wystawieniem ogródka zaczął się dla właścicieli okres ruchu w interesie bo jak już kończyliśmy jeść polowanie zaczął pan naganiacz. Osobiście nie przepadam za tego rodzaju praktykami…
    Ach no i jeszcze truskawki… zakupione za 8,5 za kg pod Halą Targową zostały wyciągnięte na stolik knajpiany a pani kelnerka nie powiedziała nic nawet jak zasypaliśmy popielniczkę ich zielonymi ogonkami – plus dla pani kelnerki
W sumie to dwa plusy bo jeszcze za oryginalny widelec, nie z Ikei...
Oby pogoda była już zawsze taka jak wtedy !!!









 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz