poniedziałek, 14 stycznia 2013

Kawa w trzech odsłonach - Sweet Surrender Black Coffee Night

    Kawiarnia Sweet Surrender mieści się na Zabłociu. Już o niej pisaliśmy. Dość krótko, ale już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy odwiedzać to miejsce. Nie dość, że możemy tam pójść podziemiami, bez kurtek, w największą zamieć śnieżną to jeszcze co jakiś czas organizowane są tam ciekawe wydarzenia, nierzadko związane z dobrą i oryginalną kawą. Ostatnio wzięliśmy udział w Black Coffee Night, gdzie Mariusz Purgał, home barista, opowiadał o kawie, parzył ją w urządzeniach o dziwnych nazwach i dzielił się nią ze zgromadzonymi.
     Gdy pojawiliśmy się w kawiarni “punkt 19sta” moje ulubione wygodne, zielone fotele były już zajęte ale zdążyliśmy dopaść parę wysokich, twardych krzeseł. Ci, którzy przyszli później, wybrali miejsca stojące ale widok na stolik, na którym działa się magia, mieli równie dobry jak my.
    Kawa, dla mnie, jest napojem, który piję codziennie w biurze, około 6:00 rano. Pozwala mi się obudzić. Zazwyczaj sypię do kubka dwie łyżeczki rozpuszczalnej, takiej ze złotą zakrętką, zalewam, prawie do pełna, gorącą wodą, wlewam trochę mleka. Rozpuszczalna z zielną zakrętka jest wstrętna. Tyle wiem o kawie...
    Mariusza nie spotkałam i nie znałam nigdy wcześniej. Zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać po Black Coffee Night w jego wykonaniu. No dobrze... wiedziałam z informacji udostępnionych na Facebook’u, że będzie można zobaczyć jak w domowym zaciszu parzyć dobrą kawę, ale to tyle...
    Gdy wszyscy, również ci spóźnialscy, zajęli swoje miejsca usłyszeliśmy krótki wykład na temat historii kawy, różnic między jej dwoma głównymi gatunkami: kawą arabica i kawą robusta, sposobach wypalania i przechowywania. Mogliśmy też empirycznie doświadczyć jak wygląda i jaka jest w dotyku kawa zmielona grubo i kawa zmielona bardzo drobno. Mariusz mówił, że jako pasjonat kawy prowadzi co jakiś czas takie pokazy w różnych miejscach. Później przyszedł czas na prezentację przyrządów, które umożliwiają domowe parzenie kawy. I tu pojawiły się skomplikowane nazwy: Chemex, aeropres i syfon. O wszystkich tych urządzeniach usłyszeliśmy parę ciekawostek aby w końcu przejść od słów do czynów.
    Na pierwszy ogień poszedł Chemex. Ta szklana bańka, którą wynalazł Pater Schlumbohm, jest ponoć uznawana za jedno z wybitnych osiągnięć amerykańskiego designu. Egzemplarz Chemex’u wystawiany jest w Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku. Do parzenia w nim przydają się papierowe filtry, które należy przed wsypaniem kawy namoczyć wrzątkiem by papierowy smak nie przedostał się do napoju. Drobno zmieloną kawę wsypuje się do filtra i zalewa. Woda nie może być wrząca. Jej idealna temperatura to około 90 stopni. Sposób zalewania kawy, w przypadku parzenia w Chemex’sie, jest bardzo istotny. Przydaje się tutaj czajniczek z długim i wąskim lejkiem umożliwiającym zalewanie kolistymi ruchami. Kawa ma się parzyć około 4 minuty. Ponoć znawcy są w stanie rozpoznać różnice między smakiem kawy zalanej w odpowiedni sposób a smakiem tej z expresu przelewowego, gdzie strumień wody nie jest kierowany koliście. Chodzi o to, że woda, w przypadku zalewania kolistymi ruchami, dobrze namacza każdą najmniejszą cząstkę kawy i wydobywa z niej smak.
    Kolejnym przyrządem, w którym Mariusz parzył kawę był aeropres. To urządzenie działa na zasadzie dużej strzykawki, gdzie za pomocą tłoka przeciskamy gorącą wodę przez papierowy filtr z mieloną kawą wprost do filiżanki. Papierowy filtr należy, oczywiście, przed całym procederem przelać wrzątkiem.
    Na koniec pokazu przyszedł czas na parzenie kawy w syfonie. Tu wkradło się trochę magii, za która, tak na prawdę, chowała się fizyka. Urządzenie zbudowane jest z dwóch szklanych baniek. Dolnej i górnej, pomiędzy którymi umieszczony jest filtr. Pod wpływem temperatury, uzyskanej za pomocą gazowego palnika, woda z dolnej bańki skrapla się w górnej, gdzie wsypuje się mieloną kawę. Gdy usuniemy źródło temperatury woda, pod wpływem grawitacji, wraca do dolnej bańki zostawiając fusy z kawy w filtrze.
    Choć parzyliśmy jeden rodzaj kawy, Ethiopia Yergacheffe Aera Konga, napoje otrzymane każdym z tych sposobów różniły się smakiem. Kawa z Chemex’u była bardzo wyrazista i lekko gorzka. Kawa z aeropresu delikatniejsza. Kawa z syfonu ... bardzo gorąca :) ... Nie muszę chyba pisać, że wszystkie te napoje różniły się znacząco od tego, który piję codziennie rano w pracy. Na razie nie wiem który rodzaj najbardziej mi smakuje. Razem z A. postanowiliśmy, że Chemex jest sprzętem kuchennym, w który już niedługo się zaopatrzymy zamiast automatycznego expresu. Myśl o dobrej kawie w sobotni poranek jest wielce kusząca.
    Dodatkowym plusem parzenia kawy, który na pewno docenią wszystkie kobiety są.... fusy. Zamiast je wyrzucać można zrobić z nich domowy, antycellulitowy peeling pod prysznic :) Wystarczy ostudzić i dodać trochę oliwy z oliwek dla mazistej konsystencji. U mnie w łazience już stoi słoiczek z takim kosmetykiem :)


 
 

 
























 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz